Z trudem przyznawała przez sobą, że Uchiha miał coś w sobie, co ją przyciągało. Magnetyzm, który pojawił się już przy pierwszym spotkaniu i trzymał ją przez kolejne kilkanaście dni. Skoro sam ślęczy po godzinach zamiast zrzucić prostą czynność na podwładnych, to nie może być taki zły?
"Patronem"
dzisiejszego opowiadania jest piosenka Clean
Bandit i Zary Larsson - Symphony, której słuchałam za każdym razem,
gdy zaczynałam pisanie i dzięki której byłam w stanie chociaż trochę wbić się w
nastrój ułatwiający tworzenie.
Uwaga! Opowiadanie zawiera drastyczne sceny nieodpowiednie dla osób
wrażliwych! _________________________________________________
Wrzesień
Parne
popołudnie. W obszernym gabinecie, na czterdziestym piętrze wieżowca zebrało
się ścisłe kierownictwo Uchiha Corporation. Starszy mężczyzna o dostojnej
twarzy siedział za ogromnym, wykonanym ze szlachetnego drewna biurkiem. Z
lekkim trudem trzymał pióro z markowym grawerem. Przed nim, w głębokich
skórzanych fotelach siedzieli prawnik, notariusz oraz jego dwaj synowie. Sami
zaufani ludzie. Rzucił okiem na przybyłych i oblizał spierzchnięte wargi.
Szybkim ruchem podpisał położone przed nim dokumenty i zaparafkował w kilku
miejscach. Odetchnął.
– Itachi... Sasuke... Od teraz jesteście
prezesami mojej, a właściwie waszej firmy. – Opadł na oparcie fotela. Jego głos
był zachrypnięty i zmęczony.
–
Nie zawiedziemy cię ojcze – stwierdził poważnie młodszy z rodzeństwa. Jego
czarne tęczówki przepełniała pewność i determinacja. Wszyscy zebrani wstali
idąc śladem założyciela największej firmy w kraju. Urzędnik zebrał dokumenty i
lekkim skinięciem głowy pożegnał się z przybyłymi poczym wyszedł. Zaraz za nim
podążył prawnik. Napięcie wyczuwalne w pomieszczeniu pękło niczym bańka
mydlana. Na ustach młodzieńców zagościły uśmiechy. Przypadli do siebie w
braterskim uścisku a ich ojciec patrzył na to z dumą i radością. Nareszcie
zdecydował się pozostawił dzieło życia synom, których przygotowywał na to całe
życie. Itachi studiował marketing i sprzedaż jednak przez lata wyrobił w sobie
pasję i ogromne umiejętności w IT. Sasuke od małego zafascynowany liczbami
przez lata kształcił się pod czujnym okiem przyjaciela rodziny i głównego
księgowego. We dwójkę wychowani w olbrzymim wieżowcu Uchiha Tower znali firmę
od podszewki.
–
Chłopcy zbierajcie się. Wasza matka czeka na nas w domu z obiadem – zaczął Fugaku sięgając po zawieszoną na
poręczy fotela marynarkę. Po latach spędzonych
w rozjazdach jak nikt doceniał rodzinę a przede wszystkim swoją cudowną
żonę. Miał nadzieję, że jego synowie wkrótce się ustatkują a on będzie mógł
kołysać wnuki na kolanach.
–
Tato wiem, że nam nie ufasz ale rozchmurz się. Obiecujemy Ci, że firma wytrzyma
więcej niż jeden dzień naszych rządów. – Starszy z braci puścił oczko mówiąc
kolejny ze swoich mało zabawnych żartów i klepiąc ojca w ramię.
***
–
Naruto przypomnij mi, jakim cudem zgodziłem się na to wszystko? – Sasuke
spojrzał na przyjaciela, który szedł z bukietem kilku, bliżej nieznanych
brunetowi, kwiatów. W odpowiedzi uzyskał zirytowany i zimny wzrok blondyna,
który jednak zaraz się rozchmurzył dostrzegając kawiarnię, do której zmierzali.
–
Zgodziłeś się, bo jesteś moim przyjacielem a w dodatku nie potrafisz odmówić
moim błękitnym oczom! – Uzumaki zaśmiał się za co został gwałtownie zepchnięty
na maskę zaparkowanego obok chodnika samochodu.
–
Głupek – warknął Uchiha rozglądając się dookoła. W sumie nie znał tej okolicy
miasta. Od dziecka przebywał raczej w średniozamożnych dzielnicach, mimo
bogatej rodziny. A tu... od wszystkiego biła przesadna elegancja a momentami
nawet przepych. Przyjeżdżał tu bardzo rzadko, na spotkania biznesowe ze
snobistycznymi klientami, zawsze wiedziony przez GPS. – Gdzie my właściwie
idziemy?
–
Do tamtej kawiarni – oznajmił blondyn wskazując bukietem na, o dziwo skromnie,
wyglądające wejście. – Spotkamy się tam z moją wspaniałą Hinatą i jej
koleżanką – oświadczył z uśmiechem.
Sasuke przystanął. Wcześniej nie wiedział nic o czwartej osobie. Był
przekonany, że nadpobudliwy przyjaciel chce mu po prostu przedstawić "królową
jego życia" jak to stwierdził ostatnio po trzech piwach.
–
Oj daj spokój Sasuke. To tylko dziewczyna. Nie zje cie. Jest miła, pracuje dla
Konoha Times.
–
Czy ty zgłupiałeś!? Dobrze wiesz, że nienawidzę dziennikarzy – warknął przystając. Uważał tych ludzi za
najgorsze sępy i potwory. Nie jeden raz widział jak wdzierały się w czyjeś
życie, prały mu brudy i niszczyły czerpiąc z tego nieskrywaną satysfakcję w
formie rosnących liczb na koncie i ilości wyświetleń na artykule. Jego rodzice
całe swoje życie i zawodową karierę robili wszystko aby ich prywatność
pozostała tylko ich własnością. Dlatego na przekazaniu władzy była tylko dwójka
najbardziej zaufanych ludzi a twarze członków rodziny Uchiha nigdy nie zostały
nigdzie opublikowane.
–
Spokojnie. To nie tak jak myślisz. Sakura jest dziennikarzem śledczym. Nie
zajmuje się celebrytami ani plotkami. – Rzucił błagalne spojrzenie. – Daj jej
szanse. Przecież nie będzie wiedziała kim jesteś, nie musisz się przed nią
legitymować.
Sasuke
westchnął. Zacisnął na chwilę oczy. – Ale żeby to było ostatni raz, gdy mnie
tak wrabiasz. Jasne?
–
Oczywiście! – zapewnił Naruto, zbyt żarliwe, jak na gust Sasuke. Chwilę później
byli już na miejscu, gdzie przy stoliku czekały na nich umówione panie. Naruto
poderwał swoją dziewczynę niemal wyrywając ją z krzesła i uniósł zakleszczając w
silnym uścisku aż ta zapiszczała w przypływie strachu. Uchiha przyglądał się
temu z irytacją, którą durne zachowanie Uzumakiego, prędzej czy później
wywołało przy każdym ich spotkaniu. Dopiero po chwili przypomniał sobie o
drugiej dziewczynie, która nadal siedziała przy stole. Westchnął i odwrócił się
w jej kierunku z zamiarem szybkiego wymienienia uprzejmości jednak zamarł w pół
gestu. Niecodzienna uroda kobiety odebrała mu na chwilę rozum, zmięła wszystkie
myśli w twór podobny do zgniecionej kartki papieru i wrzuciła z powrotem do
głowy. Jej włosy były w delikatnym, różowym kolorze. Długie, sięgały prawie do pasa.
Pozostawione w nieładzie otaczały jej okrągłą, nieskazitelnie piękną twarz.
Pochylona nad stołem pisała coś drobnym maczkiem w wygniecionym notesie. Sasuke
już miał coś powiedzieć, gdy Naruto wreszcie oderwał się od ukochanej i z
uśmiechem przedstawił ich sobie.
–
Sasuke! Oto moja najdroższa Hinatka – wskazał na wciśniętą w jego bok
granatowłosową, która tylko się zarumieniła – A tam siedzi Sakura, jej
serdeczna przyjaciółka. – Słysząc swoje imię różowowłosa oderwała się od
notatek i spojrzała na przybysza, który momentalnie zatonął w jej zielonych
oczach. Z delikatnym uśmiechem podała mu rękę czemu towarzyszył cichy brzdęk
metalowych bransoletek na jej nadgarstku.
–
Sakura, miło mi – oznajmiła kiedy ścisnął jej dłoń. Miała miękki melodyjny
głos, który przyprawił go o ciarki i gęsią skórę na rękach.
–
Sasuke, mnie również – odpowiedział i zaskoczony zdał sobie sprawę, że jego
głos jest nieco był zachrypnięty a w ustach ma zaskakująco sucho. Niemal z
przyjemnością poddał się jej spojrzeniu, które nagle z lekko zagubionego stało
się w pełni czujne i oceniające. Miał wrażenie, że przewierca go nim na wylot i
wyciąga wszystkie najskrytsze tajemnice. Nie podobało mu się to za bardzo,
każdego innego od razu by upomniał albo zwyczajnie wyszedł jednak w Sakurze było
coś co go zaintrygowało. Coś co przed wieloma było ukryte za kurtyną różowych
włosów. Przyglądał jej się zaciekawiony, ignorując wszelkie bodźce z zewnątrz.
–
...Sasuke! – usłyszał głos Naruto i poczuł szturchnięcie w ramię. Odwrócił się
na chwilę. Obok nich stała młoda dziewczyna w uniformie kelnerki. – Co chcesz
zamówić?
–
Kawa wystarczy. Zwykła, czarna.
–
Dla mnie zielona herbata – stwierdziła Sakura dopisując coś do notesika.
Przyjaciel Naruto z początku wydał jej się kolejnym przyszłym adoratorem z
maślanymi oczami jednak szybko zmieniła zdanie. Otaksowała go zawodowym
spojrzeniem i już wiedziała, że jest to ktoś dużo wyższej rangi niż próbuje
udawać. Jego płynne ruchy, pewność siebie i nienaganna postawa pokazywały lata
wychowania w dobrej rodzinie. Drogi zegarek i markowa koszula dopełniały
wizerunku chłopaka a właściwie mężczyzny z bogatego domu. Jednak psuła go
emanująca od niego prostota i coś na miarę skromności. Cały jego strój zakrawał
na praktyczną elegancję, która przy okazji pokrywała się z wysoką ceną wybitą
na metce. W dodatku miał chłodne, analityczne spojrzenie, którym pochłaniał ją
od momentu, w którym się odezwała. Zastanawiała się czy właśnie tak czują się
osoby, z którymi rozmawia podczas przygotowań do reportaży. Było to dla niej
zupełnie nowe uczucie, które ją zaciekawiło.
–
Sasuke, to czym właściwie się zajmujesz? – zapytała się Hinata, której udało
się wyrwać z uścisku blondyna.
–
Jestem... – chwilę się zawahał nad odpowiedzią, kątem oka dostrzegając
zaciekawioną minę zielonookiej – dyrektorem finansowym w rodzinnej firmie. Nic
specjalnego.
–
Sasuke jak zwykle umniejsza swoim osiągnięciom. Zajęło mu lata zanim ojciec w
końcu odpuścił i pozwolił się zastąpić przez młodsze pokolenie. – Uzumaki
ścisnął dłoń białookiej z uśmiechem,
który zastąpił na chwilę grymas bólu, gdy brunet kopnął go pod stołem.
–
Jestem pewien, że ani Hinaty ani Sakury to nie ciekawi. – Pewność w jego głosie
przebiła się nawet przez obronną głupotę jego przyjaciela. – A ty Hinata? Co
robisz? I jak to się stało, że poznałaś takiego głąba jak ten tutaj.
Dziewczyna
zarumieniła się i nieco zdenerwowała. Podświadomie wyjęła dłoń spod uścisku
ukochanego i skrępowana zaczęła uderzać czubkami palców wskazujących o siebie.
Próbowała coś powiedzieć jednak nie za bardzo jej to wychodziło więc na pomoc
przyszła jej koleżanka.
–
Hinata również pracuje w rodzinnej firmie. Nic specjalnego – dodała z
przekąsem, przedrzeźniając bruneta. – Jednak do tej pory nie wytłumaczyła mi co
takiego przekonało ją do swojego chłopaka. – Po chwili przerwy, w której Hyuuga
poczerwieniała na całej twarzy, dodała – za to ja pracuję w Konoha Times...
Przestał
jej słuchać w połowie słowa, gdy usłyszał pulsujące i ciche pipczenie pejdżera,
którego miał nadzieję nigdy nie usłyszeć. Urządzenie było elementem służbowego
wyposażenia każdego z menedżerów wyższego szczebla i miało być wykorzystywane
tylko w sytuacjach kryzysowych. Rzucił okiem na ekran. Otrzymał wiadomość od
brata. Krótki zbitek słów wystarczył by zabrakło mu tchu. "PILNE. Awaria.
Wracaj do firmy." Gwałtownie wstał odsuwając z hukiem krzesło, co przykuło
uwagę wszystkich gości w kawiarni. Rzucił krótkie przeprosiny do Naruto i
dziewczyn poczym niemal wybiegł wybierając jednocześnie numer Itachiego na
telefonie. Nie musiał czekać ani jednego sygnału.
–
Co się dzieje?! – niemal wykrzyczał do urządzenia wślizgując się za kierownicę
swojego auta.
–
Wpadła jakaś kontrola ze skarbówki, razem z policją. Mówią, że mają nakaz.
Zadzwoniłem już po prawników ale nie jest dobrze. Twierdzili, że mają dowody na
poważne przekręty dziejące się w firmie.
–
O czym ty mówisz do cholery!
–
Sam chciałbym wiedzieć! Po prostu bądź jak najszybciej. Wszyscy zaczęli
panikować i mnie nie słuchają. Policja zaplombowała całą serwerownie i mój
gabinet aż do przybycia techników.
–
Co do kur... – wściekł się młodszy z braci, gwałtownie wjeżdżając w zakręt. –
Będę za dwadzieścia minut. – Rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie obok.
Był pewien, że całą księgowość jest wręcz chorobliwie perfekcyjna. Więc skąd policja
miałaby jakiekolwiek podstawy do tak nagłej inwazji? Musiał jak najszybciej się
przekonać...
***
Kwiecień
Sakura
siedziała w swoim niewielkim salonie oglądając jeden z najmniej nudnych
programów śniadaniowych jakie tylko znalazła. Czasami zastanawiała co takiego
sprawia, że ludzie słuchają tych wszystkich bredni, które z ogromną skrupulatnością
wybierają producenci. Dzień dobry Konoha odróżniało od wszystkich pozostałych
cogodzinne wydanie wiadomości, które jako tako ratowało całe show.
Minęło
kilka miesięcy od jej felernej podwójnej randki w ciemno. Od tego czasu rzadko
spotykała się z Hinatą przez jej obowiązki w firmie a o Sasuke nie usłyszała
nic więcej. Było jej w sumie trochę szkoda, że nie poznała go bardziej. Przez
kilka dni nie mogła pozbyć się jego obrazu z głowy. Na dłoni, której dotknął
czuła momentami delikatne mrowienie, gdy o nim myślała.
Popijając
zieloną herbatę patrzyła jak młoda, niezwykle chuda kobieta w kremowej spódnicy
i oliwkowej koszuli próbuje kolejnej wege potrawy przyrządzonej przez nowego
mistrza telewizyjnej kuchni. Westchnęła. Już sięgała po pilota aby zmienić
kanał, gdy nagle prezenterka odwróciła się bezpośrednio do kamery i z poważną
miną oznajmiła:
–
Drodzy państwo. Dopłynęły nas ważne informacje spod Sądu Głównego. Zaraz
połączymy się z naszym korespondentem.
Obraz
na chwilę zniknął by przełączyć się na podstarzałego i łysiejącego mężczyznę z
ręką przytrzymującą słuchawkę w uchu a drugą trzymającą mikrofon.
–
Dzień dobry. Nazywam się Izumo Hoshiku. Stoję właśnie przed głównym sądem Konohy,
w którym dosłownie przed kilkoma minutami zapadł historyczny wyrok dla
gospodarki Kraju Ognia. Policja przyznała się, że od kilkunastu miesięcy
prowadziła szeroko zakrojone śledztwo dotyczące korupcji w przemyśle
zbrojeniowym i farmaceutycznym a jej głównym celem okazała się korporacja
należąca do rodziny Uchiha. Dosłownie kilka minut temu zakończył się proces,
który był toczony za zamkniętymi drzwiami z powodu niezwykłej delikatności
sytuacji i aby nie narażać kontrahentów na ogromne nieprzyjemności i chronić
pracowników przed atakami ze strony klientów. Jednak teraz już wiemy na pewno,
że Uchiha Co zostało uznane za winne szpiegostwa przemysłowego. Potwierdzono
również zarzuty dotyczące prania brudnych pieniędzy i kreatywnej księgowości.
Dla rodziny Uchiha jak i wszystkich pracowników jest to tragiczna wiadomość. Do
tej pory podtrzymujący wsparcie, a przede wszystkim nie wierzący w zarzuty, partnerzy
biznesowi oraz liczni akcjonariusze już ogłaszają koniec współpracy. Notowania
na giełdzie szaleją, bo wszyscy na gwałt sprzedają akcje Uchiha Co.
Obraz
się zmienił i znów pokazał poranne studio. Sakura usiadła na skraju fotelu
przybliżając się do telewizora i wsłuchując. Młoda kobieta znów przemówiła
wprost do kamery.
–
Łączymy się na żywo z konferencją prasową, na której zaraz przemówić ma Hiashi
Hyuuga, prezes głównego partnera biznesowego firmy rodziny Uchiha.
Tym
razem nastąpiło płynne przejście na salę konferencyjną znanego hotelu.
Dostojny, podstarzały mężczyzna stał za rzędem mikrofonów a jego wzrok skupiony
był wprost na soczewkę obiektywu.
–
...jest to fatalny dzień dla naszej gospodarki. Jedna z największych firm
okazała się igrać z naszym prawem i moralnością. Jako prezes firmy Hyuuga
pragnę dozgonnie przeprosić wszystkich klientów za narażenie ich na straty w
związku z naszą współpracą...
Sakura
wyciszyła urządzanie. Nie do końca rozumiała co właściwie się stało. Jak każdy
mieszkaniec Kraju Ognia znała nazwisko Uchiha i kojarzyła je z porządkiem i
solidnością. Zaciekawiło ją jak to się stało, że tak szanowana rodzina mogła
się dopuścić przekrętów na masową skalę. Oczy jej zabłyszczały a w głowie już
układał się wstęp do nowego artykułu...
***
Gazeta
"Newsday"
"Fugaku
Uchiha, człowiek, który zmienił rodzinne przedsiębiorstwo w krajowego potentata,
był obecny na ogłoszeniu wyroku. Gmach sądu opuścił zaraz po tym jak sędzia
ogłosił wymiar kary. Schowany za ściana ochroniarzy odmówił wszelkich komentarzy.
Nieobecni za to byli jego dwaj synowie oraz prezesi."
Wiadomości,
Drugi Program Radia
"...
przypomnijmy, że wobec starszego z braci toczy się właśnie postępowanie sądowe
o przyjmowanie i wręczanie łapówek. Według informacji z pewnego źródła, młodszy
z braci opuścił firmę, gdy tylko zrobiło się gorąco. Jeszcze do niedawna prezes
Uchiha Co. przyjął podobno posadę w konkurencyjnym przedsiębiorstwie należącym
do Orochimaru..."
Fragment,
Program "Analizy wieczorową porą"
"To
ogromny cios w całą gospodarkę a zwłaszcza przemysł. Firma Uchihów od lat była
głównym eksporterem maszyn ciężkich na sąsiednie kraje a teraz, gdy ona upadła
musimy liczyć na dostawy z Kraju Dźwięku..."
"Dosyć
dziwnym jest, że cała ta sytuacja rozwinęła się tuż po objęciu władzy w firmie
przez synów Fugaku. Nawet nie wyobrażam sobie, jak ten człowiek musi się teraz
czuć. Gdy praca jego całego życia idzie z dymem."
Nagranie
z automatycznej sekretarki Sasuke Uchihy
”Kochanie
szybko przyjedź do domu. Coś jest nie tak z ojcem... On chyba nie oddycha, nie
wiem co robić. Sasuke! Sasuke... <odgłosy
płaczu i upadającej na podłogę słuchawki>."
Gazeta
"Newsday"
"Uchiha
Co ogłasza upadłość! Syndyk zajmie wypłaty pracowników?"
Fragment,
Dziennik wieczorny
"Dziś
w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat zmarł Fugaku Uchiha, założyciel i wieloletni
prezes oraz właściciel Uchiha Co, która od kilku tygodni zmaga się z licznymi
problemami związanymi z wyrokiem sądu najwyższego w sprawie łapówek i oszustw
podatkowych. Przyczyną śmierci był prawdopodobnie stres związany z ostatnimi
wydarzeniami, który spowodował wylew. Mimo szybkiej akcji ratunkowej niestety
nie udało się przywrócić akcji serca..."
***
Maj
Padał
deszcz, gdy trumna z ciałem jego ojca zjeżdżała na dno grobu. Czterech mężczyzn
z firmy pogrzebowej, ubranych w garnitury powoli poluzowywała liny spuszczając
pudło. Gdzieś z daleka dobiegało go smutne zawodzenie trąbki.
Zrozpaczona
matka łkała mu w ramię, co chwila ocierając łzy z kącików oczu, naiwnie udając,
że zapobiegnie to rozmyciu makijażu. Jeszcze przed chwilą pełny ludzi cmentarz
powoli robił się coraz bardziej opustoszały. Ceremonia dobiegała końca. Sasuke
nie mógł spojrzeć sobie w oczy po tym wszystkim co się stało. Tamtego dnia, gdy
wybiegł z kawiarni od razu wrócił do firmy, w której już nie było co zbierać.
Wszystko zostało zarekwirowane, dostarczono im pozew do ręki i tyle. Do dziś
nie wie jakie niezgodności zostały znalezione w ich dokumentacji. W dodatku
kilka dni później aresztowali Itachiego jako głównego sprawcę. Osadzony w
areszcie śledczym nadal czeka na koniec rozprawy. Podobno to z jego kont
dokonywano nielegalnych zmian i transakcji ale brunet jakoś nie mógł w to
uwierzyć. Pozostawiony samemu na placu boju starał się wraz z prawnikami
naprawić wszystko a przede wszystkim nie mieszać w to ojca. Ostatecznie nic z
tego mu nie wyszło. Firma upadła, jego brat nadal siedzi w więzieniu a ojciec
leży dwa metry pod ziemią. Wiedział, że nie może tak tego zostawić. Musiał
znaleźć winnego i zemścić się za krzywdę, która spotkała jego rodzinę i jego
firmę. On miał miliony oszczędności, ale zdawał sobie sprawę, że dla wielu jego
pracowników to koniec. Starał się jak mógł aby uzyskać fundusze na co najmniej
dwumiesięczne odprawy jednak była to walka z wiatrakami.
Spojrzał
na zmęczoną, ledwo stojącą matkę. Już postanowił co zrobi. Miał nadzieję, że to
rozwiązanie nigdy nie dojdzie do skutku, jednak nie miał wyjścia...
***
Czerwiec
Podjechał
pod budynek Otogakure Industries w poniedziałek rano. Przez całą drogę unikał
swojego pełnego wyrzutów wzroku w lusterku. Za życia jego ojciec wiele razy
wyklinał założyciela tej firmy. Często opowiadał swoim synom o nieprawidłowościach
i podłym traktowaniu pracowników. A jednak Sasuke dziś zdecydował się na
objęcie tam wysokiego stanowiska. Brukowce miały z tego powodu nie lada
używanie. Jego nazwisko ostatecznie zmieszane z błotem a jego spisano na
straty. Mimo to stał teraz przed oszklonym wejściem ze skórzaną aktówką i
wyłączonym sumieniem. Westchnął i przekroczył bramy osobistego piekła.
Wiedział, że od tego momentu pozostał sam. Jednak to było jedyne rozwiązanie.
Orochimaru, właściciel Oto od lat chciał dokonać fuzji z Uchihami jednak przez
jego złą sławę i pogłoski o kontaktach z mafią, zawsze był odsyłany z kwitkiem.
Sasuke miał nieodparte wrażenie, że to właśnie on stał za kryzysem, który
zrujnował mu życie.
Wyminął
dwóch barczystych ochroniarzy o nieco zbyt krótkich szyjach i skierował się
prosto do windy, która akurat się otworzyła. Przyłożył identyfikator do
czytnika i wcisnął przycisk z numerem ósmym. Na górze powitała go młoda
sekretarka, niemal śliniąc się na jego widok i skierowała do gabinetu prezesa.
Biorąc głęboki wdech przez nos nacisnął klamkę i przekroczył próg.
–
Sasuke, jak miło, że w końcu raczyłeś się zjawić. Ojciec chyba nie zdążył
nauczyć cię punktualności...
Siedziała
w gabinecie Orochimaru udając młodą trzpiotkę o ilorazie inteligenci idealnym
jedynie do odbierania telefonów i parzenia kawy. Ewentualnie posiadającą
zdolność pisania i posługiwania się terminarzem. Wzór idealnej, głupiutkiej
sekretarki. Aż skręcało ją od środka przez ten bardzo złudny stereotyp. Już
wiele razy uzyskiwała najczulsze informacje, które pogrążały grube szychy
właśnie od sekretarek czy osobistych asystentek. Sfrustrowane kobiety nie raz
mając dość podłego traktowania a czasem i otwartego napastowania z nieukrywaną
satysfakcją opowiadały jej najobrzydliwsze sekrety swoich szefów. Niedoceniane
przez lata, były potężnym źródłem wiedzy o organizacji. Zawsze w cieniu, za
kurtyną stereotypów były alfą i omegą biznesu. Znały wszystkie przyzwyczajenia,
najważniejszych klientów, miejsca spotkań, posiadały dostęp do setek kontaktów
i najściślejszych informacji dotyczących vipów. I wszystkim skrzętnie się
dzieliły jeśli odpowiednio się je urobiło. A potem niczego nie podejrzewających
biznesmenów budził huk drzwi wywarzanych przez oddział interwencyjny
policji.
Podstarzały
mężczyzna nieco ją krępował i obrzydzał. Miał w sobie coś czego nie mogła
dokładnie znaleźć ale z pewnością nazwałaby obślizgłym. Właśnie opowiadał jej o
obowiązkach na stanowisku sekretarki nowego dyrektora, gdy drzwi się otworzyły
a jej nowy pracodawca powitał gościa. Na dźwięk jego imienia zadrżała. Było ono
na tyle niespotykane, że zapadło jej w pamięć nawet jeśli nie było jej dane
bliżej poznać mężczyznę, który się nim przedstawił. Zaskoczona odwróciła się w
stronę drzwi i zamarła. To był on. Przyjaciel Naruto, który zlał ich kompletnie
przez jedną wiadomość. Powoli zaczynała rozumieć dlaczego. Uniknęła jego
spojrzenia i wyprostowała się w fotelu, błagając w duchu aby jej nie wydał a
najlepiej nie rozpoznał.
Powitanie
Orochimaru go rozwścieczyło. Gad nawet nie ukrywał, że upadek Uchihów go
raduje. Sasuke zacisnął mocniej dłoń na uchwycie teczki, zamknął drzwi i wszedł
głębiej do pokoju. Lekceważąco zerknął na kobietę, która siedziała na jednym z
dwóch foteli przed biurkiem. Blond włosy sięgały jej do ramion a w brązowych
oczach iskrzyła się niepewność. Wydawało mu się, że już kiedyś ją poznał. Miał
bardzo dobrą pamięć do twarzy w końcu latami poznawał pracowników ojca. Jednak
tym razem, mimo że dziewczyna wydawała mu się dziwnie znajoma to jednak coś w
jej wyglądzie temu zaprzeczało.
Usiadł
na wolnym miejscu i spojrzał ozięble na nowego szefa.
–
Daruj sobie te durne teksty.
–
Ah, miły jak zawsze. No nic... – zaczął czarnowłosy rozpierając się w fotelu. –
Skoro już raczyłeś się zjawić. Proszę poznaj Sakurę, twoją sekretarkę.
–
Tylko po to kazałeś mi tu dzisiaj przyjść? – niemal warknął.
–
Sakuro, to twój nowy szef. Sasuke Uchiha. Z tych Uchihów – zaakcentował drugie
zdanie, z satysfakcją obserwując jak chłopak nabiera powietrza powstrzymując
się od wybuchu.
Haruno
zamarła. Dotąd nie znała jego nazwiska. Opanowała ją niechęć do niego.
Przypomniała sobie wszystkie plotki i niezliczone artykuły o nim, które
pojawiły się w gazetach niczym grzyby po deszczu. O tym, że z bratem prowadzili
nielegalne interesy, że ukrywali znaczne części dochodów a ostatecznie
doprowadzili szanowaną firmę do upadku uśmiercając tym samym własnego ojca.
Niektóre gazety obwiniały za wszystko młodszego z braci, który miał rzekomo
przejść do konkurencji sprzedając przy okazji liczne prototypy a nawet
twierdziły, że Itachi został przez niego wrobiony. Do tej pory w nie wierzyła w
nie jednak widząc go tu, w gabinecie prezesa firmy, która była największym
rywalem zaczęła mieć poważne wątpliwości.
–
Wszystko co istotne powiedziałem już naszej drogiej Sakurze. Możecie pojechać
na górę do finansów i rozgościć się w gabinecie. – Sasuke zmierzył go
spojrzeniem. Bez słowa wstał i wyszedł nie oglądając się za podwładną. Czekając
na windę słyszał stukot obcasów a po chwili poczuł delikatny zapach perfum, gdy
Sakura stanęła koło niego. Był tak zniesmaczony Orochimaru, że nie zorientował
się nawet dlaczego imię sekretarki brzmi znajomo. Z resztą obecnie było bardzo
popularne w kraju. Wjechali na dziewiętnaste piętro. Rachunkowość okazała się
sporym działem, zajmującym pół piętra. Większość tego stanowiła odkryta
przestrzeń pełna biurek i stert papierów. Westchnął zrezygnowany. Mimo że jest
w tej firmie tylko w poszukiwaniu informacji to dla pozorów będzie musiał
porządnie zabrać się do roboty.
–
Idę do gabinetu. Za godzinę chce widzieć wszystkich na zebraniu – rzucił w
stronę sekretarki.
–
Oczywiście. – Nie spojrzał na nią. Zniknął za drzwiami. Rzuciła torebkę na
krzesło stojące za jej biurkiem. Miała mętlik w głowie. Razem z Tsunade,
redaktorką jej działu, zdecydowały, że sprawa tajemniczego upadku Uchihów nie
jest czymś za co powinna się zabierać. Zamiast tego miała skupić się na powiązaniach
Otogakure i jej właściciela z mafią. Dlatego dzięki znajomemu znajomego
informatora udało jej się tu dostać. Ale teraz, gdy poznała jednego z głównych
podejrzanych największej afery biznesowej w historii Kraju Ognia, nie mogła
pozbyć się pokusy aby wrócić do tamtego tematu. W końcu dostała szansę jak żaden inny dziennikarz i sama była bardzo
ciekawa, co zaszło w firmie bruneta. Niestety zanim cokolwiek zrobi musi
skonsultować się z szefową.
Równo
po godzinie sekretarka zaprosiła go do niewielkiej sali narad. Przy długim
stole siedziało dziesięć mało zainteresowanych osób. Zajął miejsce na szczycie
kładąc przed sobą kalendarz w grubej oprawie i długopis. Dziewczyna zamknęła za
nim drzwi i posłusznie usiadła obok. Chrząkną a dziesięć niekoniecznie
zachwyconych par oczu spojrzało w jego kierunku.
–
Zanim zaczniemy powinienem się wam przedstawić. Nazywam się Sasuke Uchiha i od
dzisiaj jestem nowym dyrektorem finansowym. Mam nadzieję, że nasza współpraca
przebiegnie pomyślnie. – Ktoś z dalej siedzących uśmiechnął się ironicznie co
nie uszło jego uwadze. Zajmie się nim później. Chwilę kontynuował opowiadając o
najbliższych planach jednak głównie zależało mu na poznaniu ekipy dlatego chciał
ich wysłuchać chociaż mieli niewiele do powiedzenia. W międzyczasie rzucał
zaciekawione spojrzenia na bondwłosą kobietę siedzącą obok, której urocza twarz
nie dawała mu spokoju.
Dochodziła
już siedemnasta a Uchiha nadal siedział w swoim gabinecie. Westchnęła
przerzucając kartki w grubym kalendarzu, który dzisiaj dostała. Poprzednia
sekretarka była porządną i zorganizowaną kobietą. Zostawiła swojej następczyni
stos notatek pełnych wskazówek i ważnych informacji. Niestety większość
dotyczyła poprzedniego dyrektora...
Zatrzasnęła
z hukiem notatnik. W głowie miała ciągle zdanie napisane lekko pochyłym pismem
na pierwszej stronie. "Nigdy nie wychodź przed swoim przełożonym."
–
Nie no to jakiś żart – oznajmiła samej sobie. Wstała. Przecież nie będzie
bezczynnie siedzieć. On pewnie i tak zajmuje się swoimi sprawami tworząc pozory
ciężko pracującego szefa. Zapukała a słysząc ciche pozwolenie weszła do
środka.
–
Panie dyrektorze... – zaczęła jednak zacięła się widząc co robi. Siedział za
biurkiem pokrytym wielkimi stertami papierów. Po jego lewej stronie znajdowały
się równe kolumny a po prawej krzywe i zbijające się w jedną masę. Był w samej
koszuli rozpiętej o jeden guzik za dużo. Mogła dostrzec zarys jego umięśnionego
torsu co sprawiło, że poczuła falę gorąca.
–
Coś się stało... Sakura? – oderwał swój wzrok znad kartek i przyjrzał się jej
uważnie. Przełknęła ślinę starając się skupić.
–
Jest już dosyć późno a pan siedzi tu cały dzień... pomyślałam, że może zamówię
dla pana coś do jedzenia. Albo chociaż zaparzę kawę.
Widziała
jego zaskoczenie. Spojrzał na zegarek.
–
Faktycznie. Zasiedziałem się. – Zawiesił się na chwilę. – Wiesz co, zamów mi
pizze a sama jedź do domu. Na pewno jesteś zmęczona.
–
Właściwie, to nie... Może mogłabym jakoś pomóc? – Sama nie wiedziała czemu to
powiedziała. Przez te kilka godzin od spotkania w gabinecie Orochimaru zdążyła
kilkakrotnie zmienić zdanie na jego temat. Sasuke ewoluował w jej oczach z
dupka, który zdradził rodzinę i przyczynił się do śmierci ojca przez oziębłego
szefa do, no właśnie, kogo? Nawet nie była w stanie dokładnie określić jak go
postrzega chociaż dotąd nigdy jej się to nie zdarzyło. Z trudem przyznawała
przez sobą, że Uchiha miał coś w sobie, co ją przyciągało. Magnetyzm, który
pojawił się już przy pierwszym spotkaniu i trzymał ją przez kolejne kilkanaście
dni. Podświadomie jego najdrobniejsze gesty czy zachowania była w stanie
przekształcać w usprawiedliwienia. Skoro sam ślęczy po godzinach zamiast
zrzucić prostą czynność na podwładnych, to nie może być taki zły?
Rozejrzał
się niepewnie. Właściwie bardzo potrzebował pomocy ale wątpił, czy sekretarka
zrozumie o co mu chodzi. Istniało też ryzyko, że wszystko opowie Orochimaru,
gdy ten wezwie ją na dywanik a wtedy szybko wyjdą na jaw jego intencje.
Przyjrzał się jej łagodnemu spojrzeniu. Nie, to nie możliwe żeby pracowała dla
tego drania. Jest zbyt delikatna i... piękna. Uśmiechnął się zaskoczony do
swoich myśli.
–
Kawa może nie być takim złym pomysłem. – Wstał krzywiąc się z chwilowego bólu
mięśni wywołanego długim siedzeniem – Na pewno już wiesz gdzie jest kuchnia.
Pokażesz mi? – Uraczyła go nieśmiałym uśmiechem. Przeprowadziła go przez całe
piętro aż dotarli do niewielkiego pokoju służącego za kuchnię.
–
Wygląda mało zachęcająco – stwierdził przyglądając się starym, poszarzałym
szafkom. – Napijesz się czegoś? – zapytał szukając puszki z kawą.
–
Może zieloną herbatę. – Wyciągnęła rękę w stronę szafki wyciągając niewielką
puszkę tuż przed twarzą Uchihy. Bransoletki na jej nadgarstku zastukały o siebie.
Sasuke stanął zaskoczony. Wydało mu się to dziwnie znajome. Przed oczami
stanęło mu nieszczęsne spotkanie z dziewczyną Naruto i jej koleżanką, z którego
uciekł.
–
Sakura... – wyszeptał jej imię przypominając sobie różowowłosą kobietę o
pięknych oczach. W jednej chwili zrozumiał dlaczego sekretarka wydawało mu się
znajoma. W następnej ogarnął go gniew, gdy przypomniał sobie, że jest
dziennikarką. Odwrócił się do niej i zmroził wzrokiem. W jego głowie szalała
plątanina myśli.
–
Coś się stało? – zapytała wystraszona nagłą zmianę w jego zachowaniu.
–
Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
–
Słucham?
–
Nie udawaj. Nieźle sobie ze mną pograłaś – zakpił zaciskając palce na blacie, o
który się opierał. Widział przerażenie w jej oczach. Zrozumiała, że przypomniał
sobie ich spotkanie w kawiarni i ją rozpoznał.
–
Sasuke ja... To nie tak jak myślisz.
–
Dlaczego tu jesteś? Śledzisz mnie? Myślisz, że znajdziesz tu jakiś temat i
wybijesz się na cierpieniu mojej rodziny?! – z każdym słowem jego głos zmieniał
się na ostrzejszy i zimniejszy. Jej oczy robiły się coraz większe. Była
przerażona jego nagłą przemianą. Rozejrzała się dookoła czy na pewno są sami.
Ostry wzrok przeszywał ją na wylot i przebijał pogardą. Wzięła głęboki oddech
decydując się na wtrącenie się.
–
Faktycznie jestem tu służbowo. Ale nie miałam pojęcia, że się spotkamy.
–
Mam ci tak po prostu uwierzyć?
–
Nie. Proszę cię tylko o to, żebyś mnie nie wydał. Myślę, że ty też jesteś tu nie
bez powodu. Nie wyglądasz na człowieka, który jest zdolny do tego o co wszyscy
cię oskarżają.
–
Skąd możesz wiedzieć? – warknął uderzając pięścią w szafkę. Cofnęła się o krok.
–
Jesteś przyjacielem Naruto. On zna się na ludziach.
–
To żaden dowód.
–
Dla mnie wystarczy. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Jestem tu żeby zdobyć
dowody na to, że Orochimaru współpracuje z mafią. – Źrenice mężczyzny się
zwężyły. Sakura mogła być dla niego dużo pomocą skoro szpiegowała Orochimaru. W
dodatku jak słusznie zauważyła łączyła ich znajomość z narwanym blondynem więc
mógł jej zaufać, oczywiście do pewnego stopnia.
–
Jak dużo o tym wiesz? – zbliżył się do niej. – Jak dużo ?! – położył dłonie na
jej ramionach i potrząsnął nią.
–
Ałć, to boli. Puść mnie. – Poluźnił chwyt i westchnął.
–
Przepraszam. Chciałbym z tobą o tym porozmawiać. Może będziemy w stanie pomóc
sobie nawzajem? Ale to lepiej nie tutaj...
Przytaknęła
niepewnie. Jego propozycja wydawała się rozsądna. W milczeniu wrócili do
gabinetu bruneta żeby zabrać swoje rzeczy a następnie opuścić budynek.
***
–
Po prostu nie wierzę! – Sakura wpadła wściekła do mieszkania Hinaty, nie
czekając nawet aż w pełni otworzy drzwi. – Jak mogłaś mi nie powiedzieć!
–
Hn, słucham? – zapytała zdziwiona garanatowowłosa idąc za przyjaciółką.
–
O cholernym Uchiha! – krzyknęła opadając na kremową kanapę i rzucając torebkę
na podłogę. Nadęła policzki i przeczesała palcami włosy odwracając się w stronę
kobiety.
–
Może chcesz melisy na uspokojenie? Jakoś dziwnie się zachowujesz...
–
Co? Nie! – rozejrzała się nieco zagubiona. – Ja... na początku tygodnia
zaczęłam pracę u Orochimaru – zaczęła niepewnie. Położyła dłonie na kolanach i
zaczęła obdrapywać skórkę na paznokciu. – Wiesz w związku z nowym śledztwem. No
i byłam w gabinecie tego parszywca, rozmawiając o obowiązkach i innych
pierdołach, kiedy wszedł ten ich nowy dyrektor. Sasuke Uchiha.
–
Nadal nie do końca rozumiem co to ma do mnie – oświadczyła spokojnie Hyuuga.
Patrzyła na koleżankę z troską, nigdy wcześniej nie widziała jej takiej
podenerwowanej.
–
Bo ten drań. Szaleniec wręcz! To ten sam typek, którego przedstawił nam Naruto
kilka miesięcy temu. I nie udawaj, że nie wiedziałaś! – Wymierzyła w nią
oskarżycielsko palec. – Jesteś Hyuuga. Firma twojego ojca współpracuje z
Uchihami, musiałaś go znać wcześniej! – Gwałtownie wstała i zaczęła przechadzać
się po pokoju. – Oh gdybyś tylko widziała jak głupio się zachowywałam! –
stęknęła wyrzucając ręce w powietrze. – Miałam nadzieję, że nie będzie mnie
pamiętał. Ale drań mnie zawiódł. A do tego teraz mnie szantażuje. Wyobrażasz
sobie? – Opadła znów na kanapę obok przyjaciółki, która krótko się zaśmiała.
Była pewna, że różowowłosa w końcu natrafiła na kogoś o podobnym, ciężkim
charakterze, kto był w stanie się jej przeciwstawić i słabo to zniosła. Zawsze
uparta i szybko osiągająca cel, ciężką pracą lub nie, nie była przyzwyczajona
do godnych przeciwników.
–
Wiesz Sakura, nie sądziłam, że to istotne. Faktycznie kojarzyłam go skądś ale
Uchiha zawsze byli skryci i rzadko mogłam spotkać kogokolwiek z nich.
–
Że też nie skojarzyłam faktów! – znów oburzyła się na samą siebie chowając
twarz w dłoniach. Mamrocząc dodała – mogłam się domyślić, połączyć plotki o
przekupieniu go i informacje o nowym dyrektorze. Ale na prawdę nie spodziewałam
się, że go znam! Mógł wszystko zniszczyć, zaprzepaścić tygodnie rekrutacji.
–
Ale tego nie zrobił, prawda? – zapytała delikatnie głaszcząc ją po plecach.
–
No... nie... – przyznała prostując się. – Teraz muszę z nim współpracować, bo
inaczej mnie wyda. Powie wszystkim, że jestem dziennikarką. Grrr! Na samą myśl
aż mnie skręca.
–
Jak to współpracować? Przecież działasz na szkodę Oto...
–
Tooo trochę skomplikowane – stwierdziła z jękiem. Nie miała ochoty na
rozwlekanie się nad tym tematem zamiast narzekania na nowego sprzymierzeńca
jednak widząc wyczekujący wzrok Hinaty westchnęła i kontynuowała. – W dużym
skrócie Sasuke nie jest takim strasznym skurwielem za jakiego uważa go cały
świat. On... powiedział, że szuka jakiegoś haka na Orochimaru. Dowodu, że to on
namieszał w firmie Uchihów....
–
Wiesz, chyba możesz na tym skorzystać.
–
Co? Tak. Oczywiście, że nie dałam się tak po prostu! Mamy umowę. W zamian za
współpracę będę miała wyłączność na tą historię i będę mogła napisać artykuł o
nim, o firmie jego ojca...
–
No widzisz, chyba jednak nie jest taki zły, jak go najpierw opisałaś –
stwierdziła Hinata delikatnie się uśmiechając. Przed oczami Sakury stanęła
przystojna twarz bruneta. Przypomniała sobie jak patrzył na nią zanim dotarła
do niego jej prawdziwa tożsamość.
–
Może i masz rację... Ale to nie zmienia faktu, że mnie niezmiernie wkurza!
–
Oj już dobrze. Chodź, zaparzę herbatę i obejrzymy jakąś komedię. Od razu się
rozluźnisz. – Wstała kierując się do
salonu. Jej przyjaciółka, mimo bycia niezwykle ekspresyjną osobą, rzadko
narzekała na pracę a zwłaszcza na osoby, z którymi przyszło się jej spotykać.
Nawet największych drani traktowała z obojętnością wiedząc, że dzięki jej
reportażom dostaną za swoje. Widząc, że tym razem Haruno jest pełna emocji
zastanawiała się jaki musi być Uchiha. Nie przepadała za nim ani jego bratem,
zwłaszcza po tym jak jej ojciec z dużym trudem wyprowadził Hyuuga Co z kłopotów
powodowanych współpracą ich rodzin. Informacje o przenosinach Sasuke do firmy
głównego konkurenta tylko upewniało ją w negatywnych odczuciach. A jednak, w
świetle nowych faktów zaczęła się zastanawiać, na ile może ufać plotkom? Może
nie powinna go tak surowo oceniać?
Przy
herbacie zawsze Sakurze rozwiązywał się język. Uwielbiała to ciepło rozchodzące
się po ciele i perfumowany posmak liściastej herbaty z domieszką suszonych
owoców. Gorący napar uspokajał ją i wprawiał w stan relaksu, podczas którego
stawała się bardzo gadatliwa. Dlatego bez oporów opowiedziała przyjaciółce
wszystko ze szczegółami a zwłaszcza plątaninę uczuć, którą wywoływał w niej
brunet, a która była prawdziwym powodem jej odwiedzin.
–
Ja sama już nic nie rozumiem – przyznała się skrobiąc paznokciem po emalii na
kubku – na początku myślałam, że to zwykły gnojek. Ot kolejna gruba ryba.
Szczur, który ucieka z tonącego statku. Ale potem... Widziałam jak się zmienia.
Jest dobrym szefem, tego nie może ukryć nawet jeśli spróbowałby. No i, Hinata,
gdybyś ty widziała jak on się na mnie patrzy! Za każdym razem czuję jakby mnie
rozbierał... nie! On raczej... wielbił.
Jego spojrzenie jest niczym ciepła pierzyna w mroźny wieczór. Rozczulające i
dodające sił. Chociaż nie wiem czy on zdaje sobie z tego sprawę... – Przygryzła
paznokieć prawego kciuka błądząc spojrzeniem po ścianie. – I co ja mam teraz
zrobić? Jego... bliskość... on.
–
Nie daje ci spokoju? – podpowiedziała wyciągając do niej dłoń. Spłoszone
spojrzenie różowowłosej dało jej do zrozumienia, że obie wiedzą, co zaczynało
dręczyć jedną z nich. – Powinnaś dać sobie czas – zaczęła niepewnie – i skupić
się na pracy. Wasza współpraca jest bardzo ważna zarówno dla niego jak i
ciebie. Pamiętasz swoją żelazną zasadę, o której zawsze mówisz?
–
Miłość i praca to dwa oddzielne światy... – wyszeptała częściowo zakrywając
usta kubkiem z parującą herbatą.
–
Dokładnie. To coś, co rodzi się między wami może zostać, ale może też zniknąć.
A ten stary dupek powinien zostać w końcu przyłapany. Jeśli ty tego nie
osiągniesz, jeśli go nie złapiesz, to nikt już tego nie zrobi. Musicie działać
wspólnie, a gdy wszystko się skończy, dopiero wtedy możesz myśleć o amorach. –
Mrugnęła porozumiewawczo przywołując na twarz przyjaciółki blady uśmiech. Miała
szczerą nadzieję, że jej ciężka praca nie zostanie zmarnowana przez Uchihę.
Była też bardzo ciekawa co wyniknie z tej relacji, skoro już na jej początku,
tak znacząco potrafiła wpłynąć na zachowania Haruno.
***
Lipiec
Postawił
szklanki z musującą colą na stoliku między kartkami wpatrując się w jej
zamyśloną twarz. Sakura siedziała na kanapie, mocno ściskając kolana i
przygryzając gumkę na końcu żółtego ołówka. Nie mógł oderwać oczu od jej
puszystych włosów i magnetyzujących oczy. Siadając na fotelu dostrzegł jak
masuje swoje ponętne wargi końcówką ołówka. Zalała go fala gorąca, gdy pomyślał
co jej niesamowite usta mogą robić.
–
To nie może być takie proste – oznajmiła opadając na kanapę. Zaśmiał się widząc
jej oburzoną ale uroczą minę.
–
Ale jest. Za to zabiera bardzo dużo czasu.
–
Czy tak spędzasz czas w pracy?
Przeglądając stosy papierów i sprawdzając czy niczego nie brakuje? – zapytała
wymachując plikiem kartek przed jego nosem.
–
Niestety – zaśmiał się i sięgnął po napój.
–
I to nasza jedyna szansa na przyłapanie Orochimaru?
–
Może nie jedyna, ale pierwsza na jaką wpadłem. Po za tym to najbezpieczniejszy sposób
jeśli nie chcemy rzucać się w oczy.
Jej
uśmiech był dla niego orzeźwieniem, obecność odskocznią. Nie mógł się nadziwić,
że tak drobna istota może naprawić jego ogarnięte chaosem życie. Mimo ciężkich
początków, które w dużej części zawdzięczał rozpoznaniu jej pierwszego dnia w
biurze, teraz stali się całkiem zgranym zespołem. Już prawie miesiąc, dzień w
dzień przesiadywali u niego lub zostawali do późna w biurze sprawdzając sterty
dokumentów i na nowo je układając. Porządek, który panował w finansach był
jedynie pozorny. Sasuke jako dyrektor nie mógł pozostawić tego w obecnym stanie
więc ślęczał sam nad robotą wiedząc, że reszta załogi jest zbyt zajęta aby
babrać się w zaległych sprawach.
–
Nie wierzę Ci, w tym musi być coś więcej – dociekliwy głos Haruno wyrwał go z
rozmyśleń.
–
Słucham? – Potrząsnął głową rozbudzając się.
–
Nie słuchałeś mnie? Jak mogłeś! – zawołała żartobliwie. – Mówiłam, że ci nie
wierzę. Musi być coś więcej w tej pracy, że tak ją kochasz. No bo szczerze, w
swojej firmie mogłeś być każdym a zostałeś księgowym. Coś mi tu śmierdzi – dodała
stukając się palcem w nos dla podkreślenia swoich słów. Uchiha na wspomnienie
rodzinnego biznesu wciągnął ciężko powietrze jednak po chwili rozchmurzył się
spoglądając na gościa.
–
Masz rację, to coś więcej – oznajmił wstając z fotela i przesiadając się na
kanapę tuż obok niej. – Praca w finansach to bycie w samym sercu firmy. Jedni
mówią, że najważniejszy jest sprzęt, inni że ludzie. Że bez frontu żadna firma
nie pociągnie długo. Ale nikt z nich nie myśli co się dzieje w bebechach.
Wszyscy dookoła przejmują się reklamą i zatrudnianiem ludzi. A tymczasem my w
księgowości pilnujemy aby wszystko się zgadzało. – Jego mocny głos przeszedł na
szept pełen napięcia i siły, która ją oczarowała. Wszystkie słowa wypowiadał ze
skrywaną dumą i pasją, która lśniła w jego czarnych tęczówkach. – Na naszej
głowie spoczywa odpowiedzialność za całe przedsiębiorstwo. To my liczymy
przychody i rozliczamy podatki. Kontrolujemy każdą kwotę, która przechodzi
przez dowolny dział i trzymamy ręce na pulsie aby wszelkie niedociągnięcia
zostały jak najszybciej rozwiązane. Więc masz racje, jest coś więcej. –
Nachylił się nad nią skuszony jej drobnymi ustami. Widział jak na niego
patrzyła. Pełna podziwu, co tylko bardziej go podniecało. –Jest w tym dużo
więcej niż myślisz. – Dzieliły ich milimetry, gdy ostry sygnał domofonu rozległ
się po mieszkaniu. Odskoczyła od niego jak oparzona. Co ją opętało? Przecież
pracowali razem, nie mogła pozwolić sobie na flirty z tak istotnym informatorem
i partnerem. Magiczny nastrój z przed chwili prysł chociaż nadal czuła
niesamowite ciepło i napięcie w dolnych partiach brzucha. Wystrzeliła do pionu
i z uśmiechem krzyknęła Pizza! po czym
pobiegła do drzwi odebrać jedzenie.
***
Sierpień
–
Uchiha masz gościa! – głos strażnika był suchy i donośny. Itachi podniósł wzrok
znad książki i spojrzał z niedowierzaniem na otwarte drzwi celi. – Na co
czekasz? Rusz sie! – warknął mężczyzna stojący przy wejściu. Brunet odłożył
książkę na łóżko i wstał zastanawiając się kto mógłby do niego przyjść.
Więzienie znajdujące się na obrzeżach Konohy, w którym wylądował kilka tygodni
po nalocie na firmę, było niemal luksusowym ośrodkiem dla bogatych
kryminalistów. Odwiedzał go jedynie młodszy brat. Dwa razy w tygodniu, zawsze o
tej samej godzinie, pojawiał się aby porozmawiać z nim i dodać otuchy. Dlatego
był bardzo zdziwiony tak nagłym wywołaniem do sali wizyt.
Został
przyprowadzony do stołu, gdzie siedział już mężczyzna o rudych włosach i
kolczykach w nosie oraz uszach.
–
Przepraszam ale my się chyba nie znamy – stwierdził siadając dosiadając się. –
Jest pan pewien, że to nie pomyłka?
–
Uchiha Itachi? – zapytał tajemniczy mężczyzna, a gdy uzyskał pozytywną
odpowiedź uśmiechnął się. – W takim razie trafiłem idealnie. Jestem Yahiko i
chciałbym ci złożyć pewną propozycję.
–
Nie do odrzucenia?
–
Nie, skądże – zaśmiał się odchylając delikatnie do tyłu. – Jednak... – zaczął
prostując się a nawet lekko nachylając w stronę rozmówcy – nie będę ukrywać, że
niesie ona za sobą znaczne konsekwencje. – Odchrząknął rozglądając się dokoła. –
Jestem przedstawicielem Akatsuki, pewnie o nas słyszałeś. – Kolejne skinienie
bardzo go zadowoliło. Spodziewał się, że ktoś taki jak Itachi Uchiha, dziedzic
i specjalista IT w imperium Uchihów będzie znał ich małą grupę hackerską.
Działali od niedawna ale z dużym skutkiem. Udawało im się przełamać
zabezpieczenia wielkich firm, testować ich oprogramowania i wykrywać słabe
punkty w produktach międzynarodowych korporacji. Wszystko na granicy prawa,
której nigdy nie przekroczyli. Przynajmniej jako organizacja. – Chciałbym ci
zaproponować miejsce w naszych szeregach.
–
Gdzie jest haczyk? Po co miałbym się na to zgodzić?
–
Bądźmy szczerzy. Z zarzutami i dowodami, które zgromadzono przeciwko tobie,
zostaniesz skazany na dożywocie. Nie ma szans na nic innego. Jeśli się
zgodzisz, dostaniesz drugie życie. Nową szansę. W dodatku zdobędziesz sprzęt i
środki, które pomogą ci zemścić się za to co spotkało twojego ojca. – Itachi
uniósł pytająco brew. Yahiko go zaintrygował propozycją jak i
przedstawicielstwem ale również zdziwił ostatnim zdaniem. Skąd mógł wiedzieć,
kogo wraz z Sasuke podejrzewają o upadek? Pochylił się nad stołem wsłuchując
się bardziej w monolog. – Zaskoczony? Wcale się nie dziwię. Ale sam mam na
pieńku z tym obślizgłym Orochimaru.
–
Wszystko to brzmi cudownie. Zawsze chciałem tak pracować jednak sam mówiłeś że
wiąże się to z konsekwencjami. Więc?
–
Tak. – Odchrząknął. – Niestety nasz lider, bardzo nie lubi, jakby to ująć,
jawnie zmieniać faktów. Nie mamy też takim możliwości aby cię ułaskawić ani wystarczających
dowodów aby wygrać proces... – mężczyzna nieco posmutniał. – Bardzo przykro mi
to mówić ale jeżeli zdecydujesz się dołączyć do Akatsuki... będzie to
równoznaczne ze śmiercią Itachiego Uchihy.
–
Chcecie, żebym swingował własną śmierć? A co z moją matką i bratem? Mam ich tak
po prostu oszukać?
–
Nie mówiłem, że będzie to łatwe. Jeśli potrzebujesz czasu aby się zastanowić,
nie ma sprawy. Zrozumiem też jeżeli odmówisz. W końcu...
–
Nie – stanowczość z jaką się odezwał zdziwiła ich obu. – Zgadzam się, nie ma
sensu się zastanawiać. Muszę zrobić wszystko aby dowieść prawdy o Uchiha
Corporation i wspomóc brata. Nawet jeśli będzie mnie to kosztować życie. –
Yahiko spojrzał na niego z uznaniem. Nie spodziewał się tak szybkiej decyzji.
Ba, był przekonany, że brunet odmówi i oświadczył to swojemu szefowi, gdy tylko
dostał polecenie aby pojechać do więzienia.
–
Dobrze. W takim razie czekaj na informacje. Niedługo się odezwiemy.
***
Wrzesień
–
Biuro dyrektora Uchiha, w czym mogę pomóc? – zapytała Sakura po raz setny
dzisiaj odbierając telefon. Była czternasta, za dwie godziny mogła skończyć i
pojechać do Sasuke, gdzie znów analizowaliby sprawę..
–
Dzień dobry. Nazywam się Rina Hitarashi i dzwonię z więzienia w Konoha w
sprawie brata pana Uchihy. Czy mogłabym porozmawiać z pani szefem? – zaskoczona
spojrzała niepewnie w stronę drzwi do gabinetu. Chwilę milczała zastanawiając
się czy aby na pewno powinna przełączyć połączenie jednak zdecydowała się to
zrobić. Krótko poinformowała rozmówczynię oraz Sasuke i wróciła do sprawdzania
stosu dokumentów. Po chwili jej telefon zabibczał a z głośnika usłyszała
roztrzęsiony głos Sasuke
–
Sakura odwołaj wszystkie spotkania dzisiejsze, proszę... I idź do domu. Dzisiaj
już nie będziesz potrzebna.
Zaskoczona
zatrzymała pióro, które napuściło atramentu robiąc kleksa. Musiało stać się coś
poważnego skoro Sasuke rezygnował z pracy i odprawił ją bez wyjaśnień. Złapała
za kalendarz oraz słuchawkę aby wykonać pierwsze zadanie. Dyrektor sprzedaży
nie był zbyt zadowolony z przełożenia rozmowy jednak w końcu ustąpił. To samo
tyczyło się przedstawiciela magazynu ale dzięki kokieterii udało jej się go
udobruchać. Spakowała swoje rzeczy. Nie była zadowolona, że musi iść. Wolałaby
trochę się porozglądać po firmie jednak wiedziała, że jeżeli zrobi to bez
wiedzy Uchihy to porządnie nadszarpnie jego zaufanie. Postanowiła wykorzystać
wolny czas na spotkanie z przyjaciółkami, których dawno nie widziała.
Nie
mógł wstać z krzesła. Właściwie nie mógł zrobić nic. Ruszyć się choćby o
milimetr. Z trudem wykrzesał z siebie siłę aby połączyć się z Sakurą i
powiedzieć do niej te kilka słów. Jego brat nie żyje. Powiesił się we własnej
celi. To przekazała mu kobieta z więzienia.
Był
wściekły, rozżalony, zrozpaczony a przede wszystkim zagubiony. Itachi był
starszy o kilka lat. Zawsze był przy nim. Wspierał, pomagał a gdy trzeba było
to i ochrzanił. Teraz zniknął. Nie mógł pojąć jak jego brat mógł go zostawić
samego, co takiego zmusiło go do podjęcia tak drastycznego działania? Czuł
ciężar na klatce piersiowej. Z trudem mógł oddychać, do oczu cisnęły się łzy.
Jak ma to przekazać matce? Już i tak ledwo się trzyma od pogrzebu ojca. Teraz
będzie musiała w dodatku pogrzebać własnego syna.
Wstał
gwałtownie, zamaszystym ruchem zrzucił wszystko z biurka. Starannie sortowane
dokumenty rozpierzchły się w locie i chaotycznie opadły na podłogę. Krzyczał,
wrzeszczał aż opadł na kolana waląc pięściami w wykładzinę. Czuł się jak w
klatce, której ściany zaraz zaczną się zsuwać aż w końcu zmiażdżą go w mięsistą
kostkę. Zdał sobie sprawę, że chciałby podzielić się swoim bólem z różowowłosą.
Zobaczyć współczucie i pocieszenie w jej zielonych oczach, które teraz ciągle
chowała za soczewkami. Poczuć ciepło jego ciała, gdy by go przytuliła dodając
otuchy. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Stracił właśnie najlepszego
przyjaciela a w głowie siedziała mu tylko kobieta. Wstał i podszedł do jednej z
szafek przy oknie. Jego poprzednik zostawił tam ukryty spory barek, z którego
brunet miał zamiar zrobić dzisiaj użytek. Nic innego mu już nie pozostało.
Orochimaru nawet nie próbował naciskać na niego wciąż upojony tym, że zdołał go
przekupić i wcielić do swojej firmy. Nalał sobie pierwszy alkohol jaki złapał i
wypił jednym haustem. Był pewny, że to będzie długi dzień...
***
Było
po dziewiętnastej kiedy zadzwonił jej telefon. Zdziwiona spojrzała na
wyświetlacz a widząc imię szefa odebrała oddalając się od Hinaty i Ino na kilka
kroków.
–
Sasuke? Coś się stało?
–
Witaaaj pięknaa – mówił przeciągając słowa. Miał lekko zachrypnięty głos i
Sakurze od razu skojarzył się tylko z jednym.
–
Piłeś? – zapytała z niedowierzaniem. – Gdzie jesteś?
–
Ciii wszyystko w porządku Sakurciu. Nie złość się. Chociaż pewnie jesteś wtedy
tak samo urocza jak zawsze.
–
Sasuke to nie jest śmieszne. Czy to ma coś wspólnego z telefonem z więzienia?
–
Piękna i jaka domyślna. Wiedziałem, że jesteś sprytna. – Czknął co omal nie
doprowadziło Sakury do zawału. Kontynuował już zupełnie poważnie – Mój brat
zabił się dzisiaj.
–
Co? Jak to? Czemu nic nie powiedziałeś?
–
Zostawił mnie zupełnie samego z tym wszystkim. Zawsze mówił, że będziemy
trzymać się razem. Że nigdy mnie nie zostawi... aaa teraz co? Powiesił się.
Cholerny egoista i dupek.
–
Sasuke powiedz mi gdzie jesteś. – Była wstrząśnięta. Nie sądziła, że sytuacja
przyjmie taki obrót. Było jej żal bruneta. Wiedziała, że musi jak najszybciej
dostać się do niego i pomóc zanim zrobi coś głupszego niż zadzwonienie do niej
i prawienie komplementów.
–
Jestem dokładnie tam gdzie mnie zostawiłaś. – Rozłączył się a Haruno nadal
stała w miejscu. Tam gdzie go zostawiła? Co to miało znaczyć? Nagle uderzyła ją
myśl o pracy. Zebrała swoje rzeczy i przepraszając przyjaciółki wybiegła z
mieszkania wyciągając z torebki kluczyki. Dziękowała swojej przezorności, że w
samochodzie woziła zapasową perukę. Do biura dojechała w dwadzieścia minut
dzięki późnej porze. Okolica składająca się z samych biurowców była cicha i
spokojna. Już z parkingu widziała zapalone światło na dziewiętnastym piętrze.
Wbiegła do budynku i minęła zdziwionego ochroniarza tłumacząc się, że zostawiła
ważne dokumenty a jutro ma spotkanie z klientem z samego rana. Oczekiwanie na
windę trwało niemiłosiernie długo. Gdy dojechała na odpowiednie piętro a drzwi
ledwo zaczęły się rozsuwać wystrzeliła niczym pocisk. W zasadzie nie wiedziała
czemu tak bardzo zmartwił ją stan Uchihy. Czuła wewnętrzną potrzebę
przyjechania do niego i pomocy. Gdy zobaczyła jego imię na wyświetlaczu poczuła
dreszczyk ekscytacji i miłe ciepło na sercu kiedy nazwał ją piękną.
Otworzyła
z hukiem drzwi do gabinetu i rozejrzała się. Zza biurka widziała leżącą na
ziemi nogę. Wszędzie leżały kartki i przybory, wcześniej znajdujące się na
biurku. Podeszła bliżej. Mężczyzna niemal leżał na podłodze. Krawat miał niedbale
zluzowany i rozpiętą do połowy koszulę. Jego mętne spojrzenie zlustrowało jej
sylwetkę.
–
Sakurcia? Co ty tu robisz? – wymamrotał przeskakując wzrokiem z butelki w ręku
na dziewczynę i z powrotem.
–
Oh Sasuke, coś ty zrobił... – Odłożyła torebkę na jego fotel i kucnęła przy nim
zabierając mu butelkę.
–
Ej! – zbuntował się jednak pod jej srogim spojrzeniem odpuścił.
–
Dasz radę wstać? Musimy cię zabrać i ogarnąć. Nie możesz jutro sie tak spotkać
z prezesem. – Próbowała go postawić do pionu ciągnąc za ramię jednak nie
zwracał na nią większej uwagi.
–
Jutro mam spotkanie z Orochimaru? – zapytał zaskoczony patrząc na jej cudowne
nogi, seksownie wygięte przez szpilki, w których przyszła. – Stary skurwiel
najpierw odebrał mi firmę i ojca a teraz brata.
–
I zemścimy się na nim za to. Ale nie, gdy jesteś w takim stanie. Wstawaj! –
zażądała puszczając go i prostując się. Widząc jej wściekły wzrok podniósł się
grzecznie i sięgnął po swoją teczkę. – No, a teraz jedziemy do mnie. Będziesz w
stanie iść prosto? – Kiwnął głową i na dowód ruszył w stronę drzwi. Odetchnęła
z ulgą. Wzięła swoją torbę i jakąś teczkę z biurka. Nie mogła uwierzyć. Co on
sobie właściwie wyobrażał upijając się w biurze? Jutro, gdy będzie miał kaca,
da mu popalić. Na prawdę się martwiła o niego. Przez czas ich współpracy nawet
zdążyła go polubić i miała szczerą nadzieję, że uda im się zdobyć wystarczająco
dużo dowodów aby pozbyć się prezesa Otogakure.
Jakimś
cudem udało im się w spokoju wydostać z budynku i dojechać do jej mieszkania w
centrum. Nigdy wcześniej nie przyprowadziła tu żadnego mężczyzny. Ogólnie nie
lubiła przelotnych romansów. Wolała być z kimś do kogo na prawdę coś czuła a
odkąd jeszcze podczas studiów została poważnie zraniona przez ukochanego wolała
uciekać w wir pracy niż szukać nowego partnera. Co jakiś czas pozwalała się
jednak wyciągnąć na jakąś randkę w ciemno aby uspokoić niekończące się prośby i
dociekania ze strony Hinaty i Ino. Dlatego tak dużym szokiem były uczucia,
które ogarniały ją przy Sasuke. Westchnęła patrząc na jak stał nieporadnie
pośrodku korytarza.
–
Masz piękne mieszkanie – oznajmił odwracając się do niej. Czuła odurzający
zapach alkoholu.
–
Powinieneś wziąć prysznic – stwierdziła marszcząc nos co Sasuke uważał za
urocze. – Na szczęście odebrałam twoje pranie dzisiaj, gdy wracałam. – Sięgnęła
po jeden z foliowych pokrowców wiszących na drzwiach szafy. W łazience, w
szafce są czyste ręczniki. Weź sobie jakiś. Będą tam też szczoteczki do zębów. W
pokrowcu masz czystą koszulę. Będziesz miał w czym spać. Idź a ja przygotuję
dla ciebie kanapę.
Poszedł
do łazienki tak jak mu kazała. Był pod wrażeniem jej cierpliwości i
uprzejmości. Nie sądził, że przyjedzie. Zadzwonił, bo miał chwilę słabości, gdy
alkohol za mocno uderzył mu do głowy. Świeże powietrze trochę go otrzeźwiło
podczas przejazdu z firmy do mieszkania Sakury. Zrzucił z siebie ubrania i
wszedł pod prysznic. Chłodna woda przyjemnie koiła i pomagała na problemy z
błędnikiem. Powoli docierało do niego to co zrobił i jak się wygłupił.
Wycierając się ręcznikiem spojrzał na odbicie w lustrze.
–
Kim ty jesteś? – zapytał samego siebie nie rozpoznając dołów pod oczami, bladej
skóry. Widział zupełnie obcą osobę. Tak bardzo odmienną od tej, którą znał.
Kiedy to się stało? Nie wiedział. Nie rozumiał. W głowie nadal mu się trochę
kręciło. Ciało było w stanie lekkiej nieważkości. Potrzebował ukojenia.
Odskoczni od całej tej chorej sytuacji. Umył zęby co chwilę rzucając
zniesmaczone spojrzenia mężczyźnie w lustrze. Skończył i poszedł do pokoju
ubrany w niedopiętą koszulę i slipy. Poszedł chyba do salonu szukając Sakury
jednak zastał tylko kanapę z przygotowaną poduszką i kocem. Rozejrzał się. Gdzie
ona mogła się podziać? Wyszedł znów na korytarz i dostrzegł światło w innym
pokoju. Uchylił lekko drzwi . Była tam. Zabrakło mu powietrza. Siedziała przy
toaletce, w pokoju oświetlonym jedynie lampą z czerwonym abażurem. Zdjęła
perukę dzięki czemu jej długie, różowe włosy spływały kaskadą po plecach. Na
ramiona miała zarzucony szlafroczek. Nie mógł się oprzeć jej widokowi a alkohol
tylko dodał mu odwagi. Wszedł do środka. Od tak dawna nie był blisko z kobietą.
Przez kryzys jaki przechodził nawet nie miał na to ochoty a i bez tego nie był
jakoś specjalnie rozrywkowy. Ale ona działała na niego oszałamiająco. Podszedł
do niej i wplótł palce w jej włosy przejeżdżając całą ich długość . Widział jak
drgnęła. Czuł jej zdziwione i wystraszone spojrzenie odbijające się w lustrze.
–
Sasuke... – wyszeptała chcąc się odwrócić jednak powstrzymał ją delikatnie
przytrzymując za ramiona.
–
Są takie piękne. Niezwykłe... – Nie mógł nadziwić się naturalności tego
różowego koloru. Tak delikatnego, że nie do uzyskania żadną farbą. Dostrzegł
jak nerwowo zakrywa ciało połami szlafroka. Miała na sobie jedynie to i skromną
koszulę nocną.
–
Powinieneś wyjść – oznajmiła wstając i odwracając się do niego. – Jesteś
pijany, powinieneś się poło... – przerwał jej nachylając się i całując delikatnie.
W jednej chwili po całym jej ciele przeszedł prąd i pobudziło się długo
spychane na bok pożądanie. – To nie jest dobry pomysł. – Jej szept niemal
natychmiast zagłuszyło westchnienie, gdy przyciągnął ją do siebie i przeszedł z
pocałunkami na szczękę poczym zjechał na szyję i linię obojczyka. Zaparła się
dłońmi o jego klatkę piersiową i z trudem oderwała się. – To na prawdę zły
pomysł. Nie myślisz jasno. Jutro byś tylko żałował a ja nie zamierzam być twoją
zabawką na jedną noc.
–
Nigdy – wycharczał chwytając jej drobne dłonie. – Sakuro nic nie rozumiesz.
Działasz na mnie jak nikt inny. Dopiero przy tobie byłem w stanie oprzytomnieć
po dzisiejszej wiadomości.
–
Tym bardziej powinieneś się ze wszystkim przespać. – Obezwładniające spojrzenie
jej zielonych oczu w końcu go przekonało. Poddał się. Jednak zanim wrócił do
salonu przyciągnął ją do siebie i ostatni raz pocałował oplatając ręce wokół
jej talii. Po tem odwrócił się i wyszedł.
Kiedy
drzwi zostały zamknięte opadła oszołomiona na łóżko. Jej włosy rozrzuciły się
po białej pościeli. Chichotała i nie
mogła przestać. Co ona robi? Jak mogła odmówić takiemu przystojniakowi? Co się
z nią właściwie dzieje? Gdyby nie fakt, że nadal czuła od niego odpychający
zapach alkoholu już dawno jęczała by pod nim z rozkoszy, porzucając wszelkie
swoje zasady i przekoniania. Zakryła twarz dłońmi. Oszaleje z nim. Zamiast
skupiać się na pracy i śledztwie, coraz częściej zajmowała się Uchihą.
Przewróciła się na bok i przytuliła zrolowaną kołdrę. W głębi duszy miała
nadzieję, że amory mężczyzny nie znikną razem z promilami w jego organizmie.
***
Jego
budzik zadzwonił punktualnie o szóstej siedemnaście. Jak co dzień. Z trudem
ściągnął z siebie koc i wstał. Wspomnienia poprzedniego dnia uderzyły go z
zaskakującą ostrością. Czuł się pusty w środku i upokorzony. Co on sobie myślał
upijając się i dzwoniąc do Haruno? Stchórzył uciekając od jakichkolwiek
obowiązków. Musiał poinformować matkę i resztę rodziny, że Itachi już nigdy do
nich nie wróci. Organizacja pogrzebu też będzie na jego głowie. Westchnął.
Nadal nie do końca docierała do niego cała sytuacja. Każdego poranka budził się
z myślą, że to był tylko koszmar a jednak wszystko wokół niego utwierdzało go
tylko w najgorszym.
Rozejrzał
się. Wczoraj zrażony odtrąceniem i otumaniony alkoholem poszedł spać i nawet
nie przyjrzał się niewielkiemu pokojowi. Wyglądał na salon. Mała kanapa i fotel
zupełnie nie do kompletu, niski stolik, kilka szafek z książkami i gazetami,
szafa oraz telewizor. Wszystko zaaranżowane w ciepłych kolorach czekolady i wanilii.
–
Już nie śpisz? – usłyszał jej melodyjny głos. Stała w drzwiach ubrana w szarą
garsonkę i trzymała pokrowce z pralni. – Przyniosłam ci resztę ubrań, które
odebrałam wczoraj.
–
Dziękuję. Co do wczoraj… – zaczął, gdy przechodziła przez pokój. Nie mógł
oderwać spojrzenia od jej pośladków, które dosyć seksownie opinał materiał
spódnicy. Chrząknął kiedy się do niego odwróciła i spojrzał jej w oczy.
Zarumieniła się, gdy dotarło do niej, że nie ma na sobie spodni. Była urocza z rumieńcem
na policzkach. – Wybacz mi proszę moje zachowanie. Nie powinienem robić ci
kłopotu.
–
Nic się nie stało – oznajmiła wzruszając ramionami. – Łączą nas wspólne
interesy więc dobrze, że zadzwoniłeś do mnie zamiast ośmieszyć się lub wydać
przed ochroniarzem albo sprzątaczką.
–
Tak, interesy. Ale... – zawahał się. To co wczoraj jej mówił było prawdą. Już
podczas pierwszego ich spotkania poczuł, że łączącą ich chemię. W dniu, gdy
zobaczył ją drugi raz, nawet nie będąc pewny jej tożsamości, znów poczuł to
niecodzienne mrowienie i przyjemne ciepło. Zerkał na nią co chwilę nie mogąc
nasycić się jej urodą. Wypowiedziała jego imię wyrywając z zamyśleń. Patrzyła
na niego czekając co powie a on stał samemu nie do końca wiedząc do czego zmierzał.
Znów miał chaos w głowie. Myśli gnały w szaleńczym tempie przeskakując między
ostatnimi wydarzeniami. Dopiero widząc jej niecierpliwe zerkanie na zegarek
wypluł słowa, które od wczoraj przeżuwał w myślach.
–
A co jeśli nie chcę żeby to były tylko interesy?
Zaskoczona
wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. O czym on mówi? Sądziła, że
wszystko co wczoraj mówił było prowokowane jedynie alkoholem i zagubieniem po
utracie brata. Jednak teraz stał przed nią kompletnie świadomy i ciągnął temat.
Nie zareagowała kiedy podszedł i delikatnie chwycił ją za dłonie. Odwróciła
głowę nie mogąc znieść jego smutnego spojrzenia. Z trudem powstrzymywała się od
rzucenia mu na szyję. To nie był czas na romanse i wiedziała o tym doskonale,
przypominając sobie rozmowę z Hinatą.
–
Proszę, Sakura... Dajmy sobie szansę. Nie przyjechałabyś wczoraj gdyby ci na
mnie nie zależało.
–
Może i masz rację. Ale nie mogę na to pozwolić. Pracujemy razem. – W cale nie
była pewna swoich słów. Skarciła się w myślach słysząc jak bardzo niepewny jest
jej głos.
–
I co z tego? – Westchnął ściskając mocniej jej dłonie. – Spójrz na mnie –
zażądał. Gdy nie zareagowała, puścił ją i przełożył dłonie na jej policzki aby
zmusić do odwrócenia twarzy. Upajał go sam zapach jej delikatnych perfum i
szamponu. Schylił się aby ją pocałować.
Pochłonęła
ją chwila. Wzdychając pozwoliła mu na zbliżenie. Na przełożenie dłoni niżej aż
do tali i przyciągnięcie do jego rozpalonego ciała.
–
Sa.. sas... uke.. – próbowała się oderwać jednak uciszył ją między kolejnymi
całusami. Dopiero krzykliwy alarm ekspresu do kawy sprawił, że się opanował.
Sakura odskoczyła jak oparzona i nie patrząc w jego stronę, niemal wybiegła z
pokoju.
Z
niedowierzaniem dotknęła swoich ust. Czuła się jak głupia nastolatka, której
cudem udało się pocałować kapitana drużyny piłkarskiej. Wyłączyła wyjące
urządzenie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, gdy nalewała kawy do dwóch
kubków nucąc pod nosem. Chociaż pierwszy raz od dawna czuła chęć zbliżenia się
do mężczyzny i dania mu szansy to wiedziała, że nie ma takiej możliwości. Jej
szefowa i mentorka, Tsunade Senju, od kilku lat powtarzała jej żeby za nic nie
łączyła życia prywatnego z pracą. Co prawda lekko nagięła tą zasadę
współpracując z przyjacielem Naruto jednak był to koszt uzyskania dobrego
materiału. W zasadzie prawie się wtedy nie znali więc reguła ich niemal nie
dotyczyła.
–
Sakura – jego stanowczy głos wyrwał ją z zamyślenia. Zaskoczona odwróciła się
rozlewając napój.
–
Wystraszyłeś mnie – stwierdziła odstawiając kubek i sięgając po ścierkę. Kątem
oka widziała, że chce coś powiedzieć jednak nie pozwoliła mu na to. – Posłuchaj
Sasuke. Wiem co chcesz powiedzieć albo do czego dążysz ale to jest chwilowo
niemożliwe – oznajmiła naciskając na ostatnie słowa – Współpracujemy razem. Nawet
jeśli chciałabym, to mam swoje zasady i nie złamię ich dla ciebie. Ani dla
nikogo innego.
Uchiha
zmarszczył brwi jednak słuchał uważnie. Może faktycznie się zagalopował. Może
próbował przeskoczyć żałobę, uciec jakoś od wszystkiego co go czekało i dać się
pochłonąć temu czemuś co towarzyszyło im od pierwszego spotkania. W głowie
huczały mu jej słowa, które analizował sylaba po sylabie. "Współpracujemy razem. To jest chwilowo niemożliwe." I
nagle zrozumiał. Sapnął pod nosem.
–
Rozumiem. Jesteś sprytna Sakuro – oznajmił prostując się. Zobaczył jej
zadziorny uśmiech, który był potwierdzeniem jego myśli. Zabrakło mu tchu. Wraz
z intensywnym spojrzeniem to wystarczyło aby obiecał sobie, że kiedyś będzie
jego.
***
Do
pracy przyjechał taksówką. Nie chciał wzbudzać plotek, które i tak mogły się pojawić
po tym jak różowowłosa odebrała go wczoraj. W czasie drogi prześladowała go
wizja kolejnego spotkania z Orochimaru. Tym razem prezes sam zadzwonił do jego
gabinetu mówiąc konkretny termin, gdy chce się z nim zobaczyć.
Wchodząc
na spotkanie miał spięte plecy i sucho w gardle mimo że nie dał tego po sobie
poznać. Przywitał się skinieniem głowy i siadł przy biurku.
–
Cudownie, że już jesteś. Szczerze powiedziawszy myślałem, że się spóźnisz –
oznajmił jego szef z nikłym uśmiechem.
–
Skąd taka myśl? W przeciwieństwie do większości twoich podwładnych, ja traktuję
swoją pracę poważnie.
–
Tak, naturalnie, że tak. Jednak wczoraj wyszedłeś dosyć późno. Czy wszystko w
porządku w twoim dziale? Wiesz, jeszcze do nie dawna nikt nie wątpił w
umiejętności słynnych Uchihów, jednak sam rozumiesz, że strapiłem się dosyć
mocno, gdy usłyszałem o twoich nadgodzinach.
–
To kwestia jeszcze tygodnia, może dwóch. Wiesz, ciągle się wdrażam, zmieniam
część procedur dotyczących prowadzenia dokumentacji. Chyba rozumiesz, że sporo jest
takich, co wygląda inaczej niż w mojej... w poprzedniej firmie. – Zawahał się
przez chwilę na wspomnienie firmy ojca jednak szybko wrócił do siebie. – Ale
bądźmy szczerzy, chyba nie za bardzo interesuje cie moja praca. Po co chciałeś
się ze mną widzieć?
–
Ah, jak zawsze konkretny. To w tobie lubię. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy
zakrytej do połowy przez splecione palce, za którymi ukrywał czubek nosa. – Nie
wiem czy wiesz, ale kilka lat temu otworzyłem klinikę na granicy kraju.
Chciałbym, żebyś również tam zajął się działem finansowym, który, no cóż, nie
wygląda najlepiej. Ale najsampierw zależałoby mi abyś przeprowadził niewielki
audyt wewnętrzny. Zapoznasz się z procedurami i pojedziesz tam na kilka dni,
może nawet tydzień. Przy okazji poznasz przyszłych podopiecznych. Naturalnie
weźmiesz ze sobą swoją uroczą asystentkę.
–
Nie ma problemu. – Nie zawahał się ani chwili. Wręcz powstrzymywał się od
triumfalnego uśmiechu. – Kiedy właściwie mam się tam wybrać?
–
Myślałem o przyszłym tygodniu.
–
Idealnie. – Wstał, będąc pewnym, że to już koniec. Jednak czarnowłosy zaskoczył
go, gdy stanął w progu.
–
A i Sasuke, moje kondolencje z powodu brata.
Wyszedł
nie zaszczycając go spojrzeniem. Ledwo panując nad sobą. Z trudem zamknął drzwi
unikając trzaśnięcia nimi. Skąd ten podły gad wiedział? Jeszcze nawet nie
zdążył poinformować rodziny... Przypominając sobie o tym sposępniał. Dowlókł
się do swojego biura i opadł na fotel za biurkiem.
Drzwi
niemal bezgłośnie się otworzyły a do pomieszczenia nieśmiało weszła jego
sekretarka. Dopiero teraz zauważył, że dokumenty, które wczoraj w gniewie
porozrzucał, leżały poukłada w stosy i zrozumiał, że to sprawka Sakury. Rzucił
jej krótkie spojrzenie czekając aż się odezwie.
–
Wszystko w porządku? – zapytała chociaż dobrze znała odpowiedź. Widząc jego
minę zamknęła za sobą drzwi i podeszła bliżej. – Mogę jakoś pomóc?
–
Nie wiem – oznajmił stukając palcami o blat. – Muszę zadzwonić do matki,
zorganizować pogrzeb, skontaktować się z więzieniem. Sapnął sam nie do końca
wierząc we własne słowa.
–
W takim razie przypilnuję, żeby nikt ci nie przeszkadzał. W razie czego jestem
za drzwiami. – Uśmiechnęła się delikatnie i okręciwszy się na pięcie wyszła.
Został
sam. W nieprzyjaznym wręcz zimnym gabinecie. Spojrzał z niechęcią na telefon.
Nie powinien dzwonić do Mikoto tylko osobiście zjawić się aby poinformować o
śmierci pierworodnego. Niestety nie mógł sobie na to pozwolić a raczej
zwyczajnie nie miał odwagi aby stanąć z matką twarzą w twarz. Wybrał jej numer
i zamarł słysząc sygnał w słuchawce.
***
Tydzień później, początek
października
Był
jesienny piątkowy ranek. Znów stał na cmentarzu. Znów ubrany w żałobny strój z
płaczącą matką u boku. Znów chował
członka najbliższej rodziny. Tym razem przyszło mało osób. Wśród nielicznego
grona przyjaciół widział żółtą czuprynę Naruto oraz jego dziewczynę i kilkoro
znajomych Itachiego. Członków rodziny mógł policzyć na palcach jednej ręki. A
wśród tego wszystkiego stała też ona. Kobieta bliższa mu niż ktokolwiek inny a
jednocześnie zupełnie obca i poza jego zasięgiem. Wspierała go każdego dnia.
Pomagała chociaż wcale nie prosił o to. Dzięki znajomościom z właścicielami
sieci kwiaciarni Yamanaka zdobyła przepiękne kwiaty, które pracownicy firmy
pogrzebowej układali na tymczasowej płycie grobu. Pomogła mu zorganizować
niewielką stypę w jego domu, koneksjami załatwiając catering z sieci girll
barów Akimichi. Była niesamowita i niezmordowana w działaniu. Dążenie do celu
miała we krwi. Teraz rozumiał dlaczego pracowała jako dziennikarz śledczy.
Wszędzie potrafiła wniknąć, z każdym nawiązać kontakt, wszystko załatwić. Mimo
otaczającego go bólu nie mógł przestać jej podziwiać.
Ludzie
powoli się rozchodzili. Dookoła słychać było szmer rozmów. Sakura czuła się jak
intruz. Nie znała Itachiego. Nie było blisko jego rodziny ale nie mogła też zostawić
jego młodszego brata samego. Więc przyszła na pogrzeb żeby stać z boku
obserwując i pilnując czy cała ceremonia przebiega pomyślnie. W międzyczasie
podziwiała relację Sasuke z matką. Nie sądziła, że ten dorosły mężczyzna,
którego cały świat postrzegał jako bezuczuciowego biznesmena może być rodzinnym
i uczuciowym typem. Cały czas nieopuszczający Mikoto na krok. Obejmujący ją
silnym ramieniem, dodający otuchy.
Kiedy
stał nad grobem brata podtrzymując czarnowłosą kobietę, mogła dostrzec ogrom
przytłaczających go emocji. Widziała w jego oczach ból i rozpacz, które
rozdzierały go od środka a jej krajały serce. Łapała się na niewytłumaczalnym
pragnieniu przytulenia go i pocieszenia. Obiecania, że wszystko będzie dobrze
chociaż nie była tego taka pewna.
Podeszła
do nich ściskając dłonie przed sobą. Pogrzeb się już skończył a oni nadal
stali, zamrożeni w swojej udręce. Delikatnym głosem przerwała panującą dookoła
ciszę
–
Pani Uchiha, może odprowadzę panią do samochodu? – Drobną dłoń położyła na jej ramieniu.
Kobieta spojrzała załzawionymi i zamglonymi oczami na jej twarz. Jej wzrok
zdradzał zaskoczenie i niezrozumienie, może nawet strach. Różowowłosa
uśmiechnęła się delikatnie. Odwróciła twarz w stronę mężczyzny szukając pomocy
jednak jej nie uzyskała. Westchnęła przekładając uchwyt na dłonie Uchihy i
lekko odrywając ją od syna. – Jestem Sakura, asystentka pani syna. Poznałyśmy
się wcześniej.
–
Tak, racja. – Spojrzała na syna, którego ręka opadła bezwładnie, gdy przestała
ją utrzymywać w silnym uścisku.
–
Sasuke do nas za chwilę dołączy – zapewniła czując bijące od brunetki
niezdecydowanie.
Słysząc
swoje imię zwróci się w stronę skąd dobiegł go jej słodki głos. Miał pusty,
oddalony wzrok, który przeraził dziewczynę. Chłód przeszył ją na wylot
przyprawiając o dreszcze. Odeszła podtrzymując zmarnowaną panią Uchiha i
wyprowadzając ją z cmentarza. Mężczyzna przyglądał się temu powoli powracając
do rzeczywistości. Wyjął z kieszeni banknoty i wręczył dwóm pracownikom formy
pogrzebowej dziękując za pomoc. Schował dłonie w kieszeniach płaszcza i powoli
szedł w ślad za dwoma kobietami
Obserwował
wszystko z daleka. Nie było łatwo. Jego ciało było napięte aż do bólu. Spora
część jego chciała się wyrwać na wolność i biec do brata, do matki. Do tych
wszystkich ludzi, którzy przyszli pożegnać pustą trumnę, o czym nikt nie
wiedział. Gdy było już po wszystkim miał odejść, pozostawić wszystko za sobą
ale wtedy dostrzegł różowowłosą odprowadzającą ich matkę. To była jego szansa.
Poprawił kaptur, który naciągnął wcześniej na głowę, upewniając się, że jego
twarz jest dosyć dobrze zakryta. Ruszył chcąc jak najszybciej dostać się w
pobliże brata, wiedząc, że jeżeli dojdzie do bram, to szansa przepadnie.
Ścisnął mocniej kopertę, którą miał w kieszeni. Igrał z ogniem. Wiedział, że
nikt w Akatsuki nie poparłby jego intencji ale on nie mógł spojrzeć sobie w
oczy odkąd przystał na propozycję Yahiko. Myślał, że da radę z tym żyć. Że będzie w
stanie poświęcić siebie aby dopaść tą żmiję – Orochimaru ale jednak było to
ponad siły. Szalę goryczy przechylił dzisiejszy widok jego bliskich.
Był
już kilkanaście metrów za Sasuke. Chciał zawołać go. Sprawić żeby się odwrócił,
gdy coś chwyciło go za ramię. Szarpnął pragnąć wyrwać się jednak uścisk był
zbyt silny.
–
Chyba nie myślałeś, że puścimy cię samego. – Sapnął słysząc opanowany głos
rudego mężczyzny. – Odwróć się i wróćmy do twojego auta a udam, że nic tutaj
nie zaszło a ty wyszedłeś po prostu na spacer.
Spojrzał
na niego z nienawiścią. Z prośbą. Z cieniem nadziei. Ale chwyt na ramieniu nie
zelżał ani na sekundę.
–
Ostrzegałem cię, że ta decyzja nie należy do łatwych. Nie zmuszaj mnie do
wyciągnięcia konsekwencji z twojego nieposłuszeństwa.
–
A niech cię... – warknął Itachi wycofując się. Widział jak Sasuke wychodzi z
cmentarza i idzie do samochodu.
–
Sam to wybrałeś więc przestań mieć do mnie pretensje. – Puścił go i schował
ręce do kieszeni. – A teraz wracajmy.
–
Łatwo ci mówić. Ja po prostu nie mogę go tak zostawić.
–
Tak czyli jak? Samego? Nie martw się, ta dziewczyna nieźle mu pomaga. I ty też
zrobisz dużo ale musisz się skupić. – Zaczął iść w stronę wschodniej bramy nie
czekając na bruneta. – Każdy z nas miał trudne początki. Rozumiem twoją
sytuację, sam miałem nie lepszą... Dlatego pomogę ci jak tylko będę mógł. Ale
zrozum, praca jest najważniejsza. Co jest do zrobienia musi być wykonane jak
najszybciej a potem... Potem masz wolne i rób co chcesz. Więc wrócimy teraz jak
gdyby nigdy nic do naszej siedziby, zrobimy swoje a później przysiądziemy i
wymyślimy coś razem. – Nastała chwila ciszy. Yahiko wpatrywał się w drzewa
szumiące daleko przed nimi. – Też chciałbym żeby ten skurwysyn zapłacił za
wszystkie swoje ciemne interesy. Ostatnio natknąłem się na ciekawy typ
programu, może coś nam to pomoże...
Itachi
szedł za nim powlekając nogami. Nie do końca słuchał jego słów a przynamniej
nie brał ich do siebie. Dopiero wzmianka o pomocy obudziła go. Mężczyzna miał
rację. Podjął decyzję, z którą teraz musi nauczyć się żyć. Akatsuki było od
teraz jego rodziną. Musiał przystać na ich warunki i liczyć na to, że mu się to
opłaci...
***
–
Twoja mama zasnęła. – Cichy głos Sakury rozniósł się po pomieszczeniu. Sasuke
siedział rozwalony na kanapie, prostując ręce na jej oparciu. W prawej dłoni
trzymał szklankę z alkoholem. Stypa skończyła się już jakiś czas temu a kelnerzy
z cateringu zabrali cały sprzęt. W wielkiej posiadłości Uchihów pozostał
jedynie on, jego matka, Haruno oraz służąca. Czuł się zupełnie bezwładny,
pozbawiony resztki sił. Za kilka godzin mieli wsiąść do samolotu i udać się do
kliniki Orochimaru. Sama myśl o tym powodowała, że bardziej zapadał się w
mebel. Spojrzał obojętnie na różowowłosą, która przysiadła się patrząc na niego
karcąco.
–
Nie powinieneś pić.
–
Nie mów mi jak mam przeżywać żałobę – sarknął pociągając łyk. Prychnęła w
odpowiedzi, zaczesując włosy za ucho. Spostrzegł, że rozpięła kilka guzików
koszuli dzięki czemu miał bardzo dobry widok na jej małe piersi.
–
Tak tylko ostrzegam. Ostatnio nie skończyło się to dobrze. A pijanego nie
wpuszczą do samolotu.
Nie
był zachwycony ale miała rację. Odchylił głowę do tyłu wpatrując się w sufit. –
Nie powinnaś jechać sie spakować? – wpadło mu to do głowy nagle. Co właściwie
jeszcze tu robiła skoro pewnie jako kobieta, musiała zrobić milion rzeczy.
– Chciałam porozmawiać z tobą o tym audycie.
Wczoraj przeglądałam znowu transakcje tak jak mi pokazywałeś. Sprawdzałam czy
każdy przelew trafiał tam gdzie powinien, czy dokumenty są w porządku... – Chciał
żeby poszła, zostawiła go samego w ciszy i spokoju oddającego się smutkowi
chociaż przez kilka godzin. Zazgrzytał zębami kiedy kontynuowała. – W ciągu
ostatniego półrocza znalazła kilkanaście pojedynczych przelewów i wpływów
gotówkowych. Każdy z zupełnie innej źródła. Jednak przykuło moją uwagę to, że
zawsze na taką samą kwotę i do tego samego miejsca. – Odetchnęła nie
spuszczając z niego wzroku. – Wszystkie transakcje dotyczyły tej kliniki. To
raczej byłoby głupie, gdyby poprzedni szef pozostawił tak jawne dowody ale... z
drugiej strony może też miał na pieńku z Orochimaru? Podzwoniłam trochę,
pociągnęłam za kilka sznurków i okazało się, że policja jakiś czas temu
zgarnęła drobnego dilera w Sunie. Inny kraj, ale szajka międzynarodowa. Młody
chłopak spanikował i od razu powiedział wszystko co tylko przyszło mu do głowy
w tym... skąd spływał do niego towar. Zanim wyszedł na ulice kręcił się to tu
to tam więc kojarzył kilka magazynów i punktów przerzutowych. Między innymi
padło nazwisko naszego znajomego... – Położyła zgiętą nogę na kanapie i oparła
dłonie na kolanie. Czuł jej wyczekujące spojrzenie więc wyprostował się i dopił
drinka.– Czy rozumiesz co to znaczy? Wszystko czego szukaliśmy może być właśnie
tam!
Była
podekscytowana. Widział to w jej pięknych, zielonych oczach jednak sam nie mógł
wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu. Odstawił szklankę na stolik
unikając kontaktu wzrokowego. – To... dobra wiadomość.
Przygryzła
wargę. Mogła się spodziewać tak słabej reakcji chociaż w głębi serca pragnęła
czegoś więcej. – Jak sobie chcesz. – Wstała. Omiotła wzrokiem pokój szukając
torebki. – Rozumiem, że śmierć brata jest dużym ciosem ale teraz mówimy o czymś
co, jeśli twoje podejrzenia są słuszne, może oczyścić go ze wszelkich zarzutów.
Pozwoli go pomścić. – Dochodząc do wniosku, że zostawiła ją w innym pomieszczeniu
skierowała sie do wyjścia. – Więc lepiej byłoby gdybyś okazał mi trochę więcej
uwagi. Może jutro uda nam się porozmawiać.
Widząc
jak wychodzi poczuł ukłucie w sercu. Jednak nie miał siły pójść za nią. Został
na kanapie znów odchylając głowę z zamkniętymi oczami. Pozostawiony swoim
myślom.
***
Był
dla niej oschły całą podróż. Nie rozmawiał
z nią ani nie poświęcał jej uwagi. Nawet, gdy zajechali do hotelu, w
którym mieli dwa połączone ze sobą pokoje, nie skomentował niczego. Była za to
na niego zła. Chciała porozmawiać o tak wielu sprawach związanych z ich
śledztwem. W dodatku przepełniała ją gorycz odrzucenia, o które przecież sama
prosiła.
Było
przedpołudnie. Jechali wynajętym
samochodem w stronę kliniki. Miała nadzieję, że Sasuke otrząśnie się zanim
tam dotrą. Jego udawana obecność obok niej była już męcząca. Jechali w paszczę
lwa bez przygotowania, bez planu. Mimo że Sakura nigdy nie zaprzestała
samodzielnego szukania informacji to czuła dyskomfort. Napięcie w okolicach
żołądka i serca towarzyszyło jej od momentu opuszczenia hotelu. Niestety
wychodząc z samochodu nadal nie zamienił z nią nawet słowa. Szła za nim,
pokornie grając rolę jego wiernej asystentki. Po drodze poprawiła żakiet
naciągając marynarkę i wygładzając spódnicę. Spokojnie Sakura, robiłaś to setki
razy. Powtarzała w myślach. Faktycznie nie raz podczas pracy musiała udawać
kogoś innego i uwielbiała to tak samo jak dociekanie prawdy.
Tuż
po wejściu powitał ich młody mężczyzna w kitlu lekarskim. Miał szare włosy i
okulary o okrągłych oprawkach trzymające się jedynie na krawędzi nosa.
–
Panie Uchiha – zaczął ściskając dłoń brunetowi. – Bardzo mi miło powitać pana.
Nazywam się Kabuto Yakushi i jestem dyrektorem tej placówki. A to – dodał po
chwili wskazując czerwonowłosą kobietę stojącą nieco za nim – jest moja prawa
ręka Karin Taka. – Sasuke również jej uścisnął dłoń. Nawet nie odwrócił się aby
przedstawić Haruno. Jedynie rzucił jej imię, nazwisko i podkreślił stanowisko,
które zajmowała.
–
Razem będziemy zajmować się audytem, mam nadzieję, że wszystko zostało
odpowiednio przygotowane. – W jego głosie można było wyczuć zmęczenie i
rezygnację. Ten mężczyzna... prawa ręka Orochimaru wzbudzał w nim podejrzenia.
Miał uśmiech równie obślizgły i sztucznie uprzejmy, co czarnowłosy a w jego oczach
dostrzegał iskierki psychopatycznej radości.
–
Ależ oczywiście. Specjalnie na tę okazję kazałem przygotować dodatkowy gabinet.
–
Doskonale. Do kogo mamy się zwrócić, gdy będzie coś potrzebne?
–
Sądzę, że nasze asystentki się dogadają. O trzynastej zapraszam was na lunch w
niedalekiej restauracji. A teraz
wybaczcie mi, ale muszę zrobić obchód. – Pożegnał się skinieniem głowy i oddalił jednym
z korytarzy. Karin uśmiechnęła się do nich, a właściwie do Sasuke prostując się
przy tym nieznacznie aby wyeksponować obnażony biust.
–
W takim razie zaprowadzę was do działu finansów i rozliczeń – oznajmiła
odwracając się na pięcie i ruszając w stronę wind. Podążyli za nią rozglądając
się po eleganckiej recepcji. Wszystko było zaaranżowane w jasnych, sterylnych barwach,
które podkreślało mocne oświetlenie.
–
Czym właściwie się tu zajmujecie? – zagadnęła Sakura przyglądając się obrazom
zawieszonym co kilka metrów na każdej ze ścian.
–
Jesteśmy ośrodkiem medyczno-badawczym. Głównie zajmujemy się pracami nad nowymi
metodami leczenia. Niewielką część budynku stanowi placówka szpitalna, w której
po uzyskaniu odpowiednich pozwoleń prowadzimy ostatnie fazy testów.
–
Ostanie fazy? – zapytał zaciekawiony Uchiha rzucając ukradkowe spojrzenie
swojej towarzyszce. Asystentka Yakushiego odwróciła się do niego poprawiając
zjeżdżające z nosa okulary.
–
Ostatnia faza to próby na ludziach. Wszystkie leki muszą to przejść. Oczywiście
po latach wcześniejszych testów. Pan Orochimaru przykłada dużą wagę do tego,
aby wszystko odbywało się tu zgodnie ze ścisłymi wytycznymi ministerstwa
zdrowia.
–
W to nie wątpię – sarknął Sasuke wsiadając do windy. Budynek nie był wysoki.
Miał zaledwie cztery piętra a oni zmierzali na najwyższy z nich.
–
Jesteśmy teraz na czwartym piętrze. Znajduje się tu większość biur. Księgowość
jest po prawej stronie. Po lewej rezyduje administracja oraz dział personalny.
Tam – wskazała dłonią drzwi na przeciwko nich – mamy kuchnię gdzie możecie
zrobić kawę czy herbatę albo podgrzać sobie jedzenie. Natomiast wasze miejsce
pracy jest zaraz obok. – Szła trzymając dłonie w kieszeniach kitla. Prawą,
nerwowo obracała swoją kartę, która otwierała przed nią wszystkie drzwi. Weszła
do niewielkiego pomieszczenia i zaprosiła do środka audytorów. – Przynieśliśmy
tutaj dokumenty, o które prosiliście w meilu. Jeżeli czegoś zabrakło to
wystarczy zadzwonić do mnie i ktoś wam to przyniesie z archiwum.
–
Chciałbym sam tam zajrzeć – oznajmił Uchiha odstawiając teczkę na krzesło. –
Muszę zobaczyć w jaki sposób przechowujecie dokumentację. – Kobieta nerwowym
tikiem poprawiła okulary i spojrzała na niego speszona.
–
Niestety jest to niemożliwe. Archiwa znajdują się na minusowych piętrach, gdzie
dostęp ma tylko kilka osób a z tego co mi wiadomo nie ma tego w rozpisce
audytu.
–
Jako przyszły dyrektor finansowy mam prawo dostępu do waszym magazynów z
dokumentami. Bezdyskusyjnie – syknął podenerwowany. – Mam przekazać Orochimaru,
że utrudniacie mi pracę? – widział jak kobieta spina się na wspomnienie o
prezesie. Nie przepadał za groźbami ale miał dość ciągłego podkładania mu kłód
pod nogi. Czerwonowłosa rozejrzała się niepewnie i z sapnięciem oznajmiła
–
W takim razie zobaczę co da się zrobić... – Wyszła pozostawiając ich w ciszy.
Sasuke przełożył aktówkę na podłogę a sam usiadł rozpinając guzik marynarki.
– Masz teczkę z wytycznymi? – rzucił do Sakury
nie odrywając się od rozkładania swoich rzeczy na biurku. Kobieta drgnęła
wyrywając się z chwilowego osłupienia i podała mu jeden ze skoroszytów, które
trzymała całą drogę przez budynek. Przekartkował go pobieżnie i wrócił do
pierwszej strony. – Dzisiaj zajmiemy się transakcjami przychodzącymi. Będzie
nam potrzebne to – zaznaczył jakiś punkt na liście – to i to. Znajdź te
dokumenty i połóż na moim biurku a jak skończysz powiem ci co dalej. – Wyjął
kartkę z teczki i podał Haruno, która patrzyła na niego z niedowierzaniem.
–
Mówisz poważnie? – jej głos był miękki, drżący. Chwyciła papier nie cofając
spojrzenia z jego obojętnej twarzy. – A co z...
–
Po prostu rób co mówię – warknął, z uporem wpatrując się we właśnie otwarty
kalendarz. Tamtego dnia, po pogrzebie, gdy wyszła z jego domu, coś w nim pękło.
Hamowane emocje przebiły się przez barykadę obojętności i rozlały się topiąc go
w mieszance rozpaczy i obojętności. Poddał się. Stało się dla niego obojętne
kto był winny upadku rodzinnej firmy. Odnalezienie winowajcy nie zwróci nikomu
życia, nie pomoże mu rozprawić się ze ścigającymi go demonami. Uświadomił
sobie, że jego motywacją była wizja, w której razem z Itachim ratują ich
rodzinę. A teraz? Jego już nie było więc dla kogo miał to robić? Nie obchodziło
go gdzie pracuje i co robi. Był za to pewny, że różowowłosa nigdy mu tego nie
wybaczy i będzie naciskać na zmianę zdania. Nie chciał jej stracić. Przez te
kilka miesięcy zdążył się do niej przyzwyczaić. Czuł się lepiej wiedząc, że
jest gdzieś w pobliżu. Więc nie mówił jej nic. Zwlekał z poinformowaniem o
swojej decyzji, bo był pewny, że pod naporem jej surowego spojrzenia może
zmienić zdanie. A przecież nie chciał tego... Przynajmniej nie miał na to sił.
Traktował Sakurę z obojętnością i chłodem czego w sumie do końca nie zauważał,
zbyt oderwany od rzeczywistości. Był niczym zagubione dziecko we mgle. Gubił się
we własnych myślach nawet nie starając się odnaleźć.
***
–
Naruto proszę cię... porozmawiaj z nim. Wiem, że twój przyjazd nie wchodzi w
grę ale chociaż zadzwoń – szeptem błagała przyjaciela o pomoc. Poszła do
samochodu tłumacząc, że nie czuje się najlepiej i chce wrócić do hotelu, a gdy
oddaliła się od budynku wybrała numer blondyna. Sasuke ją przerażał swoim
zachowaniem. Zupełnie jakby coś w nim umarło pozostawiając puste ciało na
autopilocie. Od wczoraj wręcz nie mogła znieść zachowania Uchihy. Chodziła
wokół niego na palcach, wykonując najdrobniejsze polecenia niczym prawdziwa
asystentka. Z początku miała nadzieję, że to tylko gra pozorów i wieczorem w
hotelu wytłumaczy jej wszystko jednak nic takiego nie miało miejsca.
Sądziła,
że jedyną osobą, która mogła pomóc, był ich nadpobudliwy przyjaciel. Tylko on
był w stanie potrząsnąć Uchihą i zmusić do działania.
–
No nie wiem Sakura. Może jesteś trochę przewrażliwiona? Jesteś pewna, że to nie
kwestia żałoby po bracie? Śmierć Itachiego była dużym ciosem dla każdego, kto
go znał, a co dopiero dla Sasuke...
–
Uwierz mi to nie jest zwykła tęsknota czy smutek. Widziałam takie wiele razy.
On się zwyczajnie poddał – przerwała nie wiedząc jak uargumentować swoje obawy.
– Chcesz go stracić? – zaszantażowała Uzumakiego, chwytając się ostatniej deski
ratunku. Cisza po drugiej stronie była nie do zniesienia. Przygryzła dolną
wargę w oczekiwaniu na jego decyzję. Gdy westchnął, wiedziała już, że wygrała.
–
Zadzwonię do niego jeszcze dzisiaj – oznajmił sucho i rozłączył się. Przymknęła
oczy i z ulgą oparła głowę o zagłówek. Chociaż to jej dzisiaj wyszło. Nabrała
powietrza i z głośnym, uspokajającym wydechem wyszła z auta.
Nie
miała pojęcia czy Naruto zdoła przekonać Uchihe do zmiany zdania. Wierzyła w
jego niekończące się pokłady optymizmu jednak nie mogła być uzależniona od
upartości bruneta. Do końca audytu pozostały trzy dni, nie licząc dzisiejszego
więc postanowiła działać na własną rękę. Zostawiła torebkę w aucie i wróciła do
kliniki. Szybkim krokiem przeszła przez hol szukając wzrokiem wejścia na
schody. Duże, ciężkie, metalowe drzwi
oznaczone były zielonym znakiem ewakuacyjnym. Pchnęła je z trudem, rzucając
nerwowe spojrzenie czy nikt jej nie widzi. Schody były lekko obdrapane i nazbyt
czyste. Stawiała kroki nieco niepewnie i mimo że miała na sobie baleriny z
miękkimi podeszwami to odgłos stąpania po gumoleum rozchodził się dookoła
cichym szelestem.
Zanim
zdecydowała się na samodzielną ekspedycję do paszczy lwa zdołała się
dowiedzieć, że pod ziemią znajduje się pięć pięter. Według planów dwa z nich
służyły jako parkingi podziemne, co było dosyć dziwne biorąc pod uwagę niezbyt
dużą liczbę gości i spory parking przed budynkiem. Już to zaciekawiło
różowowłosą. Jednak informacja jaką dostarczył jej przyjaciel z miejskiego
wydziału geodezji, że pozostałe piętra nie istniały według ewidencji była dla
niej szokująca. Przecież doskonale pamiętała takie oznaczenia na przyciskach w
windzie.
Była
na półpiętrze, gdy telefon, który trzymała w lewej dłoni, zawibrował
przyprawiając ją o cichy krzyk przerażenia. Zatrzymała się, gwałtownie
przywierając dłońmi i plecami do ściany. Wzięła głęboki wdech i zerknęła na wyświetlacz
komórki.
"Lepiej ci już?" Sms od Sasuke tak bardzo ją
zaskoczył, że zjechała po ścianie i przysiadła na schodach. Okłamała go,
powiedziała, że źle się czuje więc wróci do hotelu. Nie spodziewała się
jakiejkolwiek troski z jego strony po ostatnich tygodniach pełnych oschłości i
ucieczek. Uśmiechnęła się, gdy przez jej głowę przeleciała myśl, że może jednak
coś znaczy dla Uchihy. Wstała otrzepując jedną ręką pośladki a drugą wystukując
szybko, zbywającą odpowiedź. Ruszyła dalej czując jak strach i adrenalina
znów zaciskają jej żołądek i wprowadzają wnętrzności w dziwny stan lekkości.
Rozglądała się uważnie w poszukiwaniu kamer jednak klatka schodowa była ich
zupełnie pozbawiona. Zanim przekroczyła drzwi prowadzące na trzecie piętro
postanowiła włączyć kamerę w telefonie. Nie posiadała przy sobie nic lepszego.
Jej mini kamerka, której używała czasami do nagrywania z ukrycia, została w
niewielkim mieszkaniu w Konoha. Westchnęła widząc słabą jakość nagrania na
ekranie.
Znów
musiała zmierzyć się z ciężkimi, metalowymi drzwiami. Zaciskała zdenerwowane
wargi mając nadzieję, że nie będą skrzypiały i nie trzasną, gdy je puści.
Zamknęły się za nią z cichym zgrzytnięciem. Znalazła się w półmroku. Korytarz
oświetlały zielono - białe znaki ewakuacyjne i lampy zawieszone co kilkanaście
metrów. Ruszyła niepewnie do przodu. Dookoła panowała cisza przerywana miarowym
buczeniem oświetlenia. Mijała zamknięte, nieopisane drzwi zastanawiając się co
ma teraz zrobić. Trzymała telefon przed sobą jednak nic ciekawego nie widziała.
Dopiero po dojściu do rozwidlenia dostrzegła wzmocnione światło po lewej
stronie. Skierowała się w jego kierunku. W ścianie znajdowały się duże okna i
przeszklone drzwi zupełnie jak w szpitalnej części kliniki. Większość miała
zaciągnięte żaluzje z wyjątkiem jednego pomieszczenia. Nagle dobiegł ją z
oddali huk zamykanych drzwi. Spanikowana rozejrzała się dookoła i zobaczywszy
napis "Magazynek" na drzwiach zaraz za nią, bez namysłu wbiegła do
środka błagając aby nikt jej nie zauważył. Zbliżały się w jej stronę głosy.
Mężczyzna i kobieta rozmawiali o czymś półszeptem więc mogła usłyszeć jedynie
wyrywki ich rozmowy, gdy podeszli bliżej.
–
Pamiętaj żeby zrobić to jak najszybciej, bo...
–
bo z każdą sekundą obumiera coraz więcej tkanek, wiem. Dzisiaj przyjeżdża nowy
towar. – ktoś zaszeleścił kartkami i zanotował coś.
–
Bardzo dobrze. Weź kilka pojemników. Będą mi zaraz potrzebne. – Sakura wciągnęła
powietrze widząc przez żaluzje dwie sylwetki które zatrzymały się tuż przy
drzwiach. Widziała jak klamka niebezpiecznie opada. W ostatniej chwili
usłyszała ciężkie troki i zasapany głos
–
Panie Kabuto pilnie pana potrzebujemy! – znów odgłos kroków. Tym razem szybki i
połączony ze stukotem szpilek. Haruno chwyciła się wolną dłonią za czoło a
później przeczesała nią włosy. Przez chwilę była pogodzona z myślą, że zostanie
przyłapana. Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Zamarła widząc
szklane pojemniki pełne preparatów. Ludzkich dłoni, stóp i organów zamarynowanych
w formalinie. Przerażona zatkała usta dłonią żeby nie pisnąć. Gwałtownie
odsunęła się od regału. Na innych pułkach, bliżej wejścia, leżały próżniowo
zamknięte narzędzia ze stali nierdzewnej, nerki i pojemniki z tworzyw
sztucznych do przewozu organów podczas transplantacji.
–
Co to za miejsce? – zapytała samą siebie filmując zawartość półek. Chwilę
nasłuchiwała czy nikt znów się nie zbliża i wróciła na korytarz. Cofnęła się na
klatkę i zeszła na minus cztery. Tym razem wszystko było dobrze oświetlone a
okna były w każdym pokoju co znacznie utrudniało jej przejście. Zacisnęła
mocniej palce na komórce i postawiła kilka kroków znów mając nadzieję, że
nikogo tu nie będzie. W każdej sali widziała kobiety i mężczyzn w różnym wieku.
Wszyscy nieprzytomni, podłączeni do respiratorów i masy czujników, leżeli na
łóżkach z różnymi urazami i opatrunkami. Jednak dopiero po podejściu do
ostatniego pomieszczenia serce jej stanęło. Na szpitalnym łóżku leżało drobne,
wychudzone dziecko. Jego blada twarz niknęła wśród białej pościeli. Z drobnej
rączki wystawała rurka pełna krwi, która zamiast pompować ją w małe ciałko,
sprawiała że wypływała do woreczka leżącego poniżej materaca. Różowowłosa
widziała jak chłopiec marszczy czoło jakby miał koszmar a po chwili otwiera
oczy, by spojrzeć w jej stronę czarnymi, pustymi oczodołami. Przerażona cofnęła
się o krok znów zatykając sobie usta i tłumiąc krzyk. Jej plecy zderzyły się z
czymś twardym, chociaż mogła przysiądź, że nie stała pod ścianą.
–
Nie powinno cię tu być – usłyszała niski, głęboki, bezuczuciowy głos i poczuła
sine ramiona na tali. W panice wiła się i kopała próbując wydostać jednak nie
dawało to efektów. Do oczu napłynęły jej łzy. Zanim zdążyła się zorientować
napastnik pozbawił ją przytomności precyzyjnym ciosem.
***
Itachi
siedział samotnie w jednym z wielu pokoi siedziby Akatsuki. Palcami masował
powieki a setki linijek kodu mimowolnie stawały mu przed oczami. Od miesiąca
mało sypiał i jadł jedynie to, co przyniósł mu Yahiko, z którym z resztą się
zaprzyjaźnił. Przeskakiwał z zadań powierzanych ma przez organizację na
projektowanie programu, który przedarłby się przez zabezpieczenia Otogakure Industries.
Widok cierpienia wypisanego na twarzach jego rodziny podczas pogrzebu spędzał
mu sen z powiek. Kilka dni temu wspólnie z przyjacielem udało mu się ukończyć
prace i skompilować kod w działającą całość, która teraz pracowała nad
znalezieniem i wykorzystaniem luk w systemach chroniących dane Orochimaru i
jego licznych biznesów. Był już zrezygnowany, myślał, że coś poszło nie tak, że
jakiś błąd wykrzaczył cały system i wszystko poszło na marne, gdy na monitorze
wyskoczył mu komunikat. Nastąpił przełom. Udało mu się uzyskać dostęp do
serwera przechowującego nagrania z monitoringu jakiejś kliniki. Otworzył
pierwszy lepszy plik, który okazał się być transmisją na żywo. Na środku
korytarza stała blond włosa kobieta wpatrując się w coś za szybą. Z tyłu
podszedł do niej barczysty mężczyzna o pomarańczowych włosach, którego zdawała
się nie zauważyć. Uchiha widział jak cofa się przerażona i wpada na
niespodziewanego gościa. Zmarszczył brwi zdziwiony. Wyglądało to jakby
blondynka nie była pracownikiem a nieproszonym gościem. Chwilę się szarpała,
gdy została pochwycona by następnie opaść bezwładnie w silnym uścisku.
Pielęgniarz, przynajmniej według opinii Itachiego, zaciągnął nieprzytomne ciało
poza zasięg kamery. Widząc to zaklął i zaczął przebierać palcami po klawiaturze
aby odnaleźć inne nagrania. Zajęło mu to sporo czasu ale znalazł ją. Leżała nie
przytomna na fotelu, przypięta pasami za nadgarstki, kostki i talię. Jej włosy
były dziwnie przekrzywione dopóki pielęgniarz ich nie zdjął pokazując, że to
peruka, pod którą kobieta miała ciasno spięte, różowe kosmyki. Brunetowi
zaparło dech. Spróbował powiększyć wycinek z nagrania żeby się upewnić jednak
słaba jakość sprzętu sprawiła, że twarz różowowłosej zmieniła się w plamę z
pikseli. Miał pewne wątpliwości jednak gdzieś z tyłu głowy stanął mu przed
oczami obraz towarzyszki jego brata. Była mu bliska, powierzył jej matkę więc
musiała być na prawdę cenna. Rzucił okiem na jeden z monitorów gdzie był
wrzucony obraz z kamery. Przyszła jakaś kobieta i ustawiała stolik z złowrogo
wyglądającymi narzędziami. To było dla niego wystarczające. Wybiegł do magazynu
po telefon na kartę. Musiał jak najszybciej zaalarmować policję i modlić się,
że potraktują go poważnie i zdążą na czas.
***
Sasuke
wyszedł z pracy wcześniej niż powinien. Ochrzan zaserwowany przez Naruto
poruszył w nim emocje, które chował przez ostatni tydzień. Nareszcie dotarło do niego jak wielkim dupkiem
był i zapragnął Sakurze wszystko wynagrodzić. Dlatego wyszedł wcześniej i
wrócił do hotelu aby zamówić kolację do pokoju i przebrać się ze sztywnego
garnituru w nieco luźniejszą ale nadal elegancką bordową koszulę i czarne, dżinsowe
spodnie. Siedział w głębokim fotelu czekając aż ktoś z room servisu dostarczy
posiłek. Noga niebezpiecznie mu latała odbijając się od podłogi w rytm jego
niespokojnych myśli. Co kilka sekund rzucał okiem na zegarek. Jak tylko
przyjechał, zapukał do pokoju Haruno chcąc ją zaprosić na wspólny posiłek
jednak nie odpowiedziała. Sądził, że może zasnęła i nie chciał jej budzić.
Zmienił ubranie, zamówił coś i ponowił próbę a ona nadal nie odpowiadała. Czuł
dziwny niepokój. Był pewny, że to nie w jej stylu.
Drgnął
słysząc dzwonek swojego telefonu. Sięgnął po urządzenie a widząc imię kobiety
szybko przesunął palcem po szybce przykładając je do ucha.
–
Sakura, wszystko w porządku? Gdzie jesteś? – słowa pełne troski wydobyły się z
jego gardła zanim zdążył cokolwiek pomyśleć.
–
Sassuke – chłodny acz rozbawiony głos przeciągający jego imię zmroził mu krew w
żyłach – nie spodziewałem sie tego po tobie.
–
Orochimaru – warknął zaciskając palce. – Gdzie jest Sakura.
–
Oh, skąd ta agresja. Twoja droga przyjaciółka jest tutaj ze mną. – Uchiha
napiął się cały czas mając nadzieję, że to nie prawda. Jednak, na samą myśl o
niej, przerażonej i krzyczącej, błagającej o pomoc, zrobiło mu się ciemno przed
oczami.
–
O co ci chodzi draniu? Zostaw ją!
–
Oj Sasuke, Sasuke. Nieuprzejmy jak zawsze. To twoja wina, że nasza droga
różowowłosa jest tu teraz ze mną. Nie trzeba było jej wysyłać na przeszpiegi
samej. To bardzo rozczarowujące jak na takiego lidera jak ty. Spodziewałem się
czegoś więcej.
–
O czym ty mówisz do cholery!
–
Jeśli chcesz ją odzyskać, przyjedź do kliniki. I lepiej się pospiesz. – rozłączył
się. Uchiha rozwścieczony cisnął telefon o ścianę. W co Sakura się wpakowała?
Czy to możliwe, że jego ignorancja pchnęła ją do zrobienia czegoś głupiego?
Zerwał
się z miejsca i zabierając kluczyki do samochodu oraz portfel z dokumentami
wybiegł z pokoju wymijając zdziwionego kelnera. Musiał jak najszybciej dostać
się pod wskazane przez Orochimaru miejsce i wydostać stamtąd Haruno.
***
Otworzyła
oczy by zaraz potem zamknąć je od rażącego światła. Skrzywiła twarz próbując
się obrócić i zasłonić się dłonią jednak poczuła silny opór. Wciągnęła ze
świstem powietrze i naprężyła się aby uwolnić jednak coś przytrzymywało jej
ciało nieruchomo. Zamrugała kilkakrotnie pozwalając sobie na moment
narastającej paniki. Przed sobą dostrzegła zamazany obraz kobiety o czerwonych
włosach. Chwilę zajęło jej odzyskane ostrości. Pomieszczenie, w którym była
wyglądało jak coś pomiędzy gabinetem dentystycznym a salą operacyjną. Mimo że
ciężko jej było poruszać głową to dostrzegła ogromne lustro po swojej prawej
stronie i kamerę w jednym z rogów. Chciała zapytać gdzie się znajduje i co się
z nią stało jednak strach wysuszył jej gardło i odjął mowę.
–
Nareszcie sie obudziłaś. – Głos Karin był oschły i pełen irytacji. – Długo
kazałaś na siebie czekać. Dobrze, że pan Orochimaru i Sasuke przybyli z
opóźnieniem.
–
Sasuke? – wyjąkała z nadzieją. W głowie plątały się myśli, że wrócił po nią.
Nadal mu na niej zależało a to, uświadomiła sobie, było dla niej bardzo ważne.
Jednak Taka z łatwością odczytując emocje z twarzy i ciała zielonookiej
postanowiła ją upokorzyć i dobić.
–
Oh tak. To dzięki niemu tu jesteś. Muszę przyznać, że długo się tobą bawił jak
na niego. Szef nie był zachwycony ale co poradzić? Dał się wyszaleć swojemu
pupilkowi. – Posłała skrępowanej kobiecie jadowity uśmiech. Dostrzegła jak
błysk nadziei znika z jej oczu a ciało zapada się w fotelu pozbawione
jakiejkolwiek siły i ochoty na walkę.
–
Co ze mną zrobicie? – zapytała już obojętna na swój los. Ból po zdradzie
przysłonił jej adrenalinę
i wolę przeżycia a także strach przed bólem, który pojawił się, gdy dostrzegła tacę z przygotowanymi narzędziami chirurgicznymi.
i wolę przeżycia a także strach przed bólem, który pojawił się, gdy dostrzegła tacę z przygotowanymi narzędziami chirurgicznymi.
–
No cóż... normalnie poczekalibyśmy na biorcę. Twoje ciało jest w bardzo dobrym
stanie. Zdrowe, wysportowane, dużo osób to skusi.
–
Handlujecie organami? – Sakura spojrzała z odrazą i niedowierzaniem w stronę
dziewczyny. Czyli ci wszyscy ludzie, których widziała... Nagle nabrało to sensu.
Dziecko bez oczu, w końcu rogówki są rzeczą przeszczepianą jak wątroba czy
nerki.
–
Tak. Jednak nie ma na to czasu. Poza tym opiekujemy się tutaj też ciałami osób,
które przeznaczyły je nauce. Preparaty w słojach z formaliną, fragmenty ciał do
ćwiczeń praktycznych i zajęć w prosektoriach. – Karin wzruszyła ramionami jakby
była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. – Czasem zdarzają się specjalne
zamówienia od fetyszystów lub też, nazwijmy to, hobbystów. Jak to się mówi?
Klient nasz pan! – zaśmiała się sięgając po skalpel.
–
Jesteście chorzy! – wycharczała Haruno szarpiąc się bez opamiętania. – Puśćcie
mnie do cholery wy zwyrole!
–
Charakterna, dawno tu kogoś takiego nie mieliśmy. Yugo! – zawołała
pielęgniarza, który stał pod drzwiami czekając na polecenie – Daj jej jakiś
środek zwiotczający ale niewiele! A ty – odwróciła się z powrotem do więźnia
przykładając jej ostrze do policzka – lepiej przestań heroizować, bo
popamiętasz. – Docisnęła skalpel do policzka i przejechała po nim rozcinając
delikatną skórę. Z nacięcia wypłynęła krew, powoli zalewając część twarzy
dziewczyny, która pisnęła z bólu ale nie szarpnęła się. Zaczęła płakać, a łzy
mieszały się z krwią rozrzedzając jej barwę.
Kilka minut wcześniej
Wpadł
do budynku niczym opętany furią. W holu stał ten sam szarowłosy mężczyzna,
który powitał go pierwszego dnia.
–
Kabuto – wysyczał rzucając się w jego stronę. Chwycił doktora za poły kitla i
rzucił nim o pobliską ścianę. – Gdzie ona jest?! – postawił krok bliżej niego –
No gdzie?!
Usłyszał
śmiech, widział jak Yakushi poprawia okulary i wstaje otrzepując kolano. –
Radze ci opanować emocję. Tym razem ci wybaczę ale następnym... pożałujesz –
wysyczał patrząc Sasuke prosto w oczy. – A teraz chodź za mną jeśli chcesz
jeszcze zobaczyć dziewczynę. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę
schodów. Nie czekając Sasuke podążył za nim. Zeszli kilka pięter w dół,
przeszli kręty korytarz aż w końcu dotarli do pary drzwi, które dzieliło kilka
metrów. – Ty na prawo, ja na lewo – rzucił sucho okularnik znikając za jednymi
z drzwi. Uchiha rozejrzał się niepewnie. Napiął szczękę ze zdenerwowania aż do
bólu i wszedł do wskazanego pomieszczenia. Było w nim ciemniej niż na korytarzu
przez co musiał chwilę poczekać aż jego wzrok się przystosuje. Przy dużej
szybie, która umożliwiała wgląd do drugiej sali, stał Orochimaru we własnej
osobie.
–
Gdzie jest Sakura! – krzyknął Sasuke powoli krocząc w stronę mężczyzny.
Naprężył całe ciało niczym drapieżny kot gotowy do skoku na zwierzynę.
Przesycony gniewem i zamroczony troską o Sakurę nie myślał jasno.
–
Nareszcie się zjawiłeś – ucieszył się mężczyzna odwracając się do przybysza. –
Już myślałem, że sobie odpuściłeś tą dziewuchę. – Zaśmiał się widząc jadowite
spojrzenie Uchihy. – Z resztą, że też masz odwagę stawać tu przede mną. Ty,
który myślałeś, że możesz mnie oszukać. Na prawdę sądziłeś, że nie wiem o
twoich poszukiwaniach? Że twoje rzekome porządki uśpią moją czujność? Co to, to
nie. Zawsze byłem krok przed tobą. Zawsze wiedziałem co robisz i dokąd
zmierzasz. Nie znalazłeś nic na mnie, prawda? Wszystko było takie jak powinno. Nie
zastanawiało cię to ani trochę?
–
Gdzie. Ona. Jest. – wycharczał Uchiha panując nad sobą ostatkiem sił.
–
Tutaj, z nami – oznajmił tak jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą. –
Gdybyś się uspokoił na pewno byś jej nie przeoczył.
Sasuke
spojrzał na niego zdezorientowany a potem na szybę. Dopiero teraz dostrzegł
Sakurę leżącą na czymś przypominającym krzesło z gabinetu stomatologicznego.
Jej oczy były pełne strachu. Lśniły od łez, które nadal ciekły po jej twarzy. Z
przerażeniem dostrzegł, że jej policzek jest cały zakrwawiony a czerwona ciecz
plami jej szyję, ramię i podłogę.
–
Sakura! – krzyknął waląc pięścią w szybę. Nie rozumiał czemu nie zareagowała,
czemu go nie widzi.
–
To lustro weneckie. Ty ją widzisz a ona ciebie nie. – Odpowiedział na jego
nieme pytanie Orochimaru. Sasuke bez zastanowienia odwrócił się na pięcie chcąc
jak najszybciej przejść do drugiej sali i wyciągnąć ją stamtąd, gdy usłyszał
ostrzegawcze cmoknięcia.
–
Nie radzę. W każdej chwili Kabuto może się nią zająć. Wystarczy twój jeden zły
ruch.
–
Czego chcesz? – Jego głos był zimny i nieznoszący sprzeciwu co jeszcze bardziej
rozbawiło biznesmena.
–
Na początek. Uspokój ją. Spraw, żeby nie drżała i przestała płakać. To bardzo
irytujące i... zaburza przebieg eksperymentów...
–
W takim razie pozwól mi do niej pójść – odpowiedział ignorując ostatnie zdanie.
Całe jego ciało drżało z niepewności i strachu o nią.
–
Nie. Wystarczy, że użyjesz intercomu z tego miejsca.
Sasuke
wciągnął ciężko powietrze i wrócił do rozmówcy. Znów stanął przy szybie tym
razem kładąc na niej otwartą dłoń jakby przez ten niewielki gest mógł
przeniknąć przez szkło i dostać do niej. Widział jak patrzy przerażona na
stojącego przy niej Kabuto i macha głową gorliwie zaprzeczając czemuś. Stojący
obok bruneta Orochimaru nacisnął przycisk uruchamiający mechanizm, dzięki
któremu ich głosy można było usłyszeć w sąsiednim laboratorium.
–
Sakura – zaczął Uchiha wyjątkowo delikatnym ale i stanowczym tonem. Zauważył
jak jej twarz się na chwilę rozjaśniła by następnie zmarszczyć się z bliżej
nieokreślonego bólu. – Sakura to ja, Sasuke. Przepraszam cie za wszystko... –
Drżała. Nie był pewny co właściwie może zrobić, co powiedzieć. Jego głos
zmienił się na cieplejszy i pełen troski. – Wszystko będzie dobrze. Tylko
proszę, uspokój się. Jestem za ścianą i nie pozwolę żeby coś ci się stało.
–
Sasuke... – jej szept był pełen smutku i nadziei jednak nie mógł tego słyszeć.
Wpatrywał się tępo w jej smutne, zielone oczy marząc by była bezpieczna w domu
z dala od tego wariata.
–
Nic ci się nie stanie. Przysięgam. Tylko musisz być spokojna. – Jej głowa
delikatnie sie poruszyła zgadzając się na jego prośby. Zaufała mu
bezgranicznie, oddała się w jego ręce zamykając oczy, wierząc w każde jego
słowo. Powtarzała sobie, że zaraz stąd wyjdzie i będzie po wszystkim. Otoczą ją
silne ramiona i przestanie udawać, że wcale tego nie potrzebuje. Jednak ich
wspólne nadzieje rozwiał chłodny głos Orochimaru.
–
Doskonale. Kabuto, zaczynaj – oznajmił przez intercom poczym niemal natychmiast
go wyłączył. Sakura poderwała się z fotela na nowo jednak tym razem
powstrzymało ją coś innego niż pasy. Nie mogła sie ruszyć, jej ciało było
ociężałe i pozbawione energii. Ręce i nogi stały się niemożliwie ciężkie a
jedynie jej głowa wykazywała możliwość ruchu.
Sasuke
z niedowierzaniem patrzył jak Yakushi podchodzi do Sakury i odpina pasy
przytrzymujące jej prawą rękę. Delikatnie kładzie ją na przygotowanym stoliku i
siada przy niej przysuwając do siebie tacę z narzędziami.
–
Co to ma znaczyć! – warknął na mężczyznę odwracając się do niego tak aby kątem
oka nadal patrzeć na laboratorium. – Obiecałeś, że ją wypuścisz jak się
uspokoi!!
–
Drogi Sasuke, to nic takiego nie powiedziałem. To ty jej to obiecałeś. Ja tylko
poprosiłem cię żebyś opanował ją. To, że dałeś jej fałszywą nadzieję, oszukałeś
i porzuciłeś. No cóż...
–
O czym ty mówisz do cholery! Nigdzie się stąd nie wybieram – rzucił w jego
stronę.
–
Dokładnie. Zostaniesz tu ze mną i będziesz oglądał jak twoja kochana
dziennikareczka jest powoli rozkrajana – zarechotał na dźwięk swoich niecnych myśli.
Uchiha mógł dostrzec w jego oczach obłęd i podziw dla własnego pomysłu. Z
niesmakiem odwrócił się i podszedł szybko do drzwi, które okazały się
zamknięte.
–
Wypuść mnie do cholery!
–
Powiedziałem już. Nie. Wracaj tu i patrz uważnie aby nie umknął ci żaden
szczegół.
Oszukał
ją. Dotarło do niej gdzieś z oddali, gdy dyrektor kliniki wykonał pierwszy ruch
skalpelem. Syknęła z bólu, który z początku przypominał zacięcie się kartką a
potem zmienił się w nieznośne szczypanie. Jej głowa bezwładnie opadła,
zatrzymując się w pozycji, w której widziała każdy ruch lekarza. Najpierw
rozciął wierzchnią warstwę skóry wokół nadgarstka co nie bolało za bardzo.
Następnie w zaznaczonych punkach przebił jej nadgarste na wylot, czymś co
przypominało podrasowany pilniczek do paznokci. Chciała krzyknąć, wygiąć ciało
w bolesnym łuku i zabrać rękę jednak jedyne co jej się udało to ciche rzężenie
wydobyte z płuc. Wróciły do niej słowa Karin " To dzięki niemu tu jesteś. Muszę przyznać, że długo się tobą
bawił jak na niego." i dotarło do niej, że dała się nabrać. Jego
cudownemu męskiemu głosowi, który przysiągł jej ratunek. Bawił się nią. Cieszył
jej cierpieniem. Mówił, że jest obok więc pewnie patrzył jak Kabuto rozcina jej
mięśnie, zaciska naczynia krwionośne i odgradza resztę warstw od siebie. W
momencie, gdy zaczął odpychać niemal już w całości odciętą dłoń od ręki,
jeżdżąc przy tym po kościach jej nadgarstka i coraz bardziej uwydatniając je
ból był nie do zniesienia. Przyćmił jej wzrok, opanował umysł i pogrążył w
ciemności. Gdzieś z oddali usłyszała mieszankę huku, ciężkich kroków, krzyków i
jego głos przebijający się przez to wszystko, rozpaczliwie wołający jej imię.
***
Rok później
Młoda
spikerka stała na chodniku przed wejściem do dużego, neoklasycystycznego
budynku prokuratury generalnej. Trzymając w dłoni mikrofon wpatrywała się
zielonymi oczami w kamerę z pełną powagą relacjonując wydarzenia z przed chwili
–
Dziś zakończyła się sprawa słynnego biznesmena Orochimaru, właściciela firmy
zbrojeniowej Otogakure Industries. Po udanym nalocie sprzed roku na jego
klinikę tuż przy granicy, prokuratura wszczęła postępowanie, w którym oskarżała
mężczyznę o handel ludźmi i organami, współpracę z mafią, przekręty podatkowe
oraz wiele innych przestępstw. Mężczyzna od samego początku wypierał się
jakichkolwiek zarzutów i ukrywając się za ścianą prawników próbował uniknąć
sprawiedliwości. Na szczęście nasze organy ścigania oraz aparat sądownictwa
wykazał się bardzo wysoką skutecznością i skazał dzisiaj mężczyznę na karę
śmierci. Nadal toczy się postępowanie wobec większości jego współpracowników.
Sasuke Uchiha, którego znaleziono w budynku kliniki podczas nalotu rok temu....
Sakura
wyciszyła telewizor lewą dłonią naciskając guzik na pilocie. Leżała na kanapie
w domu Hinaty, szczelnie otulona kocem. Tamtej nocy, prawie rok temu, gdy
pożegnała się już z życiem i pogrążona w
ciemności i rozpaczy po zdradzie zemdlała, grupa antyterrorystów zrobiła nalot
na budynek. Huk, który słyszała tuż przed utratą przytomności był wywarzeniem
drzwi. Została uratowana i bezpiecznie odtransportowana do szpitala gdzie
chirurdzy starali się uratować jej dłoń. Po obudzeniu zastała obok siebie
Hinatę i Naruto wpatrujących się w nią z oczekiwaniem i smutkiem. Nie udało
się, jej dłoń nigdy nie będzie sprawna a na policzku pozostanie szpetna blina.
Dowód jej heroicznej głupoty.
–
Więc już wiesz? – Usłyszała cichy głos Hinaty, która kilka minut temu wróciła z
pracy a teraz weszła do pokoju. Haruno zdezorientowana odwróciła się do niej. –
O procesie – uściśliła granatowowłosa siadając przy niej na kanapie i kładąc
dłoń na zgiętym kolanie przyjaciółki. – Orochimaru już nic nikomu nie zrobi. Za
kilka tygodni wykonają wyrok.
–
Mhm – burknęła jedynie nie mając ochoty na rozmowę.
–
Sakura... – kontynuowała delikatnie Hyuuga uciekając od niej spojrzeniem. –
Znalazłam to dzisiaj w skrzynce. – Położyła przed nią na kocu list z jej
imieniem. – I sądzę, że powinnaś w końcu go przeczytać. – Oznajmiła doskonale
wiedząc jak różowowłosa zareaguje. Od chwili, gdy odzyskała przytomność w
szpitalu nie chciała rozmawiać ani z ani o Sasuke. Z początku reagowała na
wzmianki o nim niemal panicznie, tracąc oddech i krzycząc. Teraz jedynie
uciekała wzrokiem i wyrzucała wszystko co jej przysyłał. A było tego sporo. Od
pierwszego dnia jej pobytu w szpitalu, codziennie przysyłał jej bukiet kwiatów.
Młodych, świeżych, perłoworóżowych róż, które ona zawsze kazała wyrzucić bez
względu na zawartość liścika przypiętego do nich. Czuła się zdradzona, zbrukana
i oszukana. Chciała zapomnieć o nim i o jej zauroczeniu. O wszystkich
uczuciach, które nią targały zanim poznała jego prawdziwą twarz i z uporem
maniaka dążyła do tego mimo że jej serce rozpadało się na miliony kawałków za
każdym razem, gdy widziała jak stara się zwrócić jej uwagę.
–
Po co? – Jej pytanie było ostre i burkliwe. – To przez niego tu jestem. Przez
niego zostałam oszpecona i już nigdy nie będę miała w pełni sprawnej ręki! A
ból? Codziennie cały nadgarstek promieniuje nim przypominając, żebym nigdy
więcej nie zaufała Uchihom.
–
Gdybyś tylko go posłuchała zrozumiałabyś jak bardzo się mylisz... – wyszeptała
Hinata. Coraz bardziej bała się o zdrowie przyjaciółki i wiedziała, że jeżeli
nią nie potrząśnie to straci ją na zawsze i żadna terapia już jej nie pomoże. –
Jeśli nie chcesz czytać to sama ci powiem. Sasuke tamtej nocy walczył o ciebie.
Chciał cię chronić za wszelką cenę. Widział wszystko co tobie robili, słyszał
każdy twój jęk...
–
I nic nie zrobił – ucięła krótko Haruno jednak białooka wcale się tym nie
przejęła.
–
Pobił go. Rzucił się na Orochimaru i prawie zatłukł na śmierć. Policjanci,
którzy najpierw dotarli do ich pokoju ledwo go odciągnęli. Podobno był cały we
krwi, wyglądał niczym diabeł... A potem dotarło do niego, że inna grupa wbiegła
do ciebie. Ludzie, którzy tam byli opowiadali, że wył jak zranione zwierze, gdy
cię zobaczył. Próbował się wyrwać krzycząc twoje imię ale nikt go nie puścił.
–
Więc dlaczego... – wyjąkała, gdy pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach.
–
Przeczytaj list. Wszystko w nim wyjaśnił – stwierdziła zaciskając dłoń na dłoni
Sakury. Chciała dodać jej tym gestem otuchy. – Pamiętaj, że nie kazałabym ci
robić niczego co by było dla ciebie złe. Będę w kuchni. – Wstała i wyszła
pozostawiając kobietę samą.
Może
już nadszedł czas? Zapytała sama siebie obracając w dłoniach białą kopertę.
Niezdarnie otworzyła ją i wyciągnęła kartę zapisaną jego eleganckim pismem.
Sakura
Przepraszam. Z całego serca
przepraszam za wszystko co przeze mnie przeszłaś. Nie jestem w stanie wyobrazić
sobie bólu, który doświadczasz. Nie powinienem cię zostawiać samej. Nie
powinienem poddawać się. Gdyby nie moja głupota do niczego by nie doszło.
Tamtej nocy zrobiłbym wszystko
żeby cie wydostać. Dałem się zmanipulować Orochimaru i obiecałem coś, czego nie
mogłem spełnić.
Mam nadzieję, że kiedyś mi
wybaczysz. Nie mogę znieść rozłąki z tobą.
Dzięki twojej odwadze i drobnej
pomocy osoby, o której nie mogę Ci powiedzieć. Nasz plan się powiódł.
Orochimaru i jego ludzie zostaną skazani a ja i mój brat... Wystarczy powiedzieć,
że w biurze tego oszusta znaleziono dowody na naszą niewinność.
Dziękuję Ci za wszystko. Mam
nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i przeczytasz ten list, bo każdy kolejny dzień
bez ciebie doprowadza mnie do szaleństwa.
Kocham Cię Haruno
Sasuke
Kartka
wypadła jej z drżących dłoni. Znów czuła się zagubiona i bezsilna. Zakryła
zdrową dłonią usta tłumiąc szloch. Mimo bólu i zdrady, gdzieś w głębi siebie
czuła to samo. Nie chciała być daleko od niego. To ją zabijało od środka i
pogłębiało jej chorobę. W końcu przyznała rację terapeutce, która nalegała na
konfrontację z przeszłością dostrzegając ten błysk uczuć, który Sakura dopiero
teraz zauważyła. Wydostała się spod fałd koca i przeszła do kuchni. Stając w
progu zobaczyła pytające spojrzenie Hinaty.
–
Muszę się z nim zobaczyć – oznajmiła. Przyjaciółka uśmiechnęła się delikatnie,
jednak jej oczy otoczone kurzymi łapkami zdradzały znacznie większą radość. –
Muszę go zobaczyć! – oświadczyła podniesionym tonem sama sobie nie dowierzając.
– Muszę... – dodała i roześmiała się. Nagła zmiana zdania i uczucia, które
powróciły były tak absurdalne, że zaniosła się niepohamowanym chichotem, który
pierwszy raz od ponad roku był zupełnie szczery.
***
Kilka godzin później
Przyjechał
jak tylko dostał telefon od Naruto. Nie mógł uwierzyć, że Sakura nareszcie
zgodziła się z nim spotkać. Tyle miesięcy czekał na to, a gdy podjechał pod
budynek, w którym mieszkała wraz z przyjaciółką, nie mógł zmusić się aby
wysiąść. Ogarnął go strach. A co jeśli chciała mu wygarnąć w twarz swoją
nienawiść? Jeśli raz na zawsze chciała się go pozbyć ze swojego życia?
Podskoczył, gdy ktoś zapukał w szybę samochodu. Obok auta stał Naruto patrząc
na niego groźnie.
–
Co ty wyrabiasz? – zapytał, a jego głos, nieco przytłumiony, przedostał się do
środka. – Nie każ jej czekać kretynie!
–
Naruto? Co ty tu robisz?
–
Zabieram Hinatę na kolację... Sakurcia chciała się spotkać z tobą sama.... –
poinformował bruneta drapiąc się w tył głowy. Rzucił mu pęk kluczy i odszedł w
stronę swojego samochodu na chwilę się odwracając. – Tylko nie schrzań tego
głupku.
Sasuke
ugryzł się w język tłumiąc ripostę i śmiech. Ciężkim krokiem ruszył w stronę
wind. Czuł dziwne napięcie wzdłuż kręgosłupa. Jego dłonie pociły się coraz
bardziej z każdym pokonanym piętrem. Czemu musi być tak wysoko? Przemknęło mu przez myśl. Gdy dotarł pod
odpowiedni numer zdawało mu się, że to sen. Przekręcił klucz w zamku, lekko
pchnął drzwi i wszedł do środka zamykając je za sobą. Zdjął płaszcz i odwiesił
na wieszak.
–
Sasuke? – Wciągnął gwałtownie powietrze słysząc jej niepewny głos. Przestąpił
próg pokoju, z którego ją usłyszał i zamarł. Stała przy kanapie ubrana w luźną,
workowatą sukienkę. Schudła. Zrozumiał widząc jej drobne dłonie splecione przed
sobą. Różowe, falowane włosy kiedyś tak lśniące teraz chorobliwie matowe, sięgały
jej już do pupy i zdawały się być luźno ułożone. Jednak uwadze mężczyzny nie
umknęło, że zakryła nimi policzek z blizną. Zacisnął wargi dostrzegając jej
szarą cerę i bladą skórę. Zrozumiał, że jej zły stan to jego wina i poczuł
niesamowity ból w sercu.
–
Sakura... – wychrypiał zbliżając się do niej. – Tak bardzo cie przepraszam...
Gdybym tylko wiedział...
–
Cii – uspokoiła go zmniejszając dystans między nimi. – Hinata powiedziała mi co
mu zrobiłeś. Wiem, że walczyłeś... o mnie. – Na samo wspomnienie tamtej nocy
zadrżała. – Dziękuję ci za wszystko.
Stał
patrząc na nią z góry. Była taka niska bez obcasów, które zawsze nosiła w jego
obecności. Kotłowały się w nim emocje, nie wiedział co ma zrobić. Jak się
zachowywać żeby jej nie przestraszyć. Odwrócił na chwilę wzrok patrząc na stolik,
gdzie leżał jego list. Był otwarty, dotarło do niego z trudem. Znów zwrócił
swój wzrok na różowowłosą, która nerwowo szurała stopą po dywanie.
–
Przeczytałaś go? – zapytał z niedowierzaniem. Pokręciła twierdząco głową.
–
Przepraszam, że tak późno – jęknęła spojrzawszy mu w oczy.
–
Nic się nie stało. – Wyciągnął dłoń w jej stronę i odsłonił zraniony policzek.
Pociemniało mu przed oczami a wolna dłoń zacisnęła się w pięść na co zielonooka
wciągnęła z sykiem powietrze.
–
Nie patrz – poprosiła kładąc swoją zdrową dłoń na jego.
–
Dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza – oświadczył cofając rękę z jej twarzy i
chwytając jej drobną dłoń. Pozwoliła mu. Stali w krępującej ciszy aż w końcu do
jego uszu doszedł jej słodki, zlękniony głos.
–
Kocham cię Sasuke.
Przez
chwilę zabrakło mu oddechu. Jednak, gdy tylko odzyskał kontrolę nad sobą
schylił się i objął ją w talii unosząc aby mogli zrównać się twarzami.
Zapiszczała zaskoczona i objęła jego szyję rękami bojąc się upadku.
–
Spokojnie, nie pozwolę żeby stało ci się coś złego. Nigdy więcej. – Przerwał na
chwilę nie mogąc się oderwać od pięknych, zielonych oczu, które skradły mu
serce. –Kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. – Odstawił ją na ziemię ciągle
zakleszczając w silnym uścisku jakby mogła się rozpaść, gdy tylko go rozluźni.
–
Tęskniłam za tobą – wyszeptała podnosząc głowę aby spojrzeć mu w oczy.
–
Ja za tobą też – wymamrotał składając na jej usta delikatny pocałunek. Poczuła
jak jej wnętrzności wywracają się ze szczęścia. Całe jej ciało nagle zapragnęło
być jeszcze bliżej bruneta. Przesunęła swoje dłonie na jego policzki i oddała
się pocałunkowi, który sama pogłębiła. W jego objęciach świat był prosty.
Składał się tylko z ich dwójki. Nareszcie, po długim czasie jej ciało się
rozluźniło. W końcu czuła się w pełni szczęśliwa i bezpieczna. Z mężczyzną,
którego kochała nad życie.
__________________________________________________
Ufff. Nareszcie skończone! Ta jednopartówka zjadła mi na prawdę wiele
nerwów i ogrom godzin. Mimo dokładnego rozplanowania fabuły tym razem
napotkałam na wiele scen, przez które
nie mogłam przebrnąć pisarsko. Ostateczny wynik to 29 stron A4 i 18 080 słów przy standardowych marginesach i
czcionce 11 więc jestem z siebie bardzo dumna.
Szczerze przepraszam za nie do końca udane formatowanie tekstu ale blogger nie chce mnie słuchać jeżeli chodzi o miękki enter więc tym razem zostawię już tak jak jest. Mam nadzieję, że mimo wszystko da się to przeczytać i nie będzie tak sztucznie sklecone jak mi się wydaje. Cieszę się niezmiernie, że ta historia jest już za mną!
Szczerze przepraszam za nie do końca udane formatowanie tekstu ale blogger nie chce mnie słuchać jeżeli chodzi o miękki enter więc tym razem zostawię już tak jak jest. Mam nadzieję, że mimo wszystko da się to przeczytać i nie będzie tak sztucznie sklecone jak mi się wydaje. Cieszę się niezmiernie, że ta historia jest już za mną!
Następna partówka będzie na pewno we wrześniu. Czy wcześniej się coś
pojawi, nie mam pojęcia. Jeżeli chcecie być informowani na bieżąco zachęcam do obserwowania
mojego profilu na fb.
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia za miesiąc!
Kropcia
NO WOW! KROPCIA pochłonęłaś mnie tą historią całkowicie. Bardzo spodobał mi sie pomysł. Ciekawiło mnie jak to rozwiniesz, a zakończenie to już w ogóle. Cudownie relacja ss... jej powolny rozwój. Taki nienachalny. Delikatny. Z Itasiem to czułam, że będzie jakas fejkowa śmierć. Szkoda tylko jego rodziny, Ale no cóż. Czasami takie zwroty akcji sa potrzebne.
OdpowiedzUsuńKoncoweczka mnie zachwyciła. Byla bardzo rozczulająca 😍
I scena jak Sasuke sie napił a ona do niego przyjechała. Jejku 😍😍😍
Dużo pomysłów❤
Pozdrawiam ❤
Dziękuję Ci cudowna! Uwielbiam czytać komentarze od Ciebie, bo zawsze sprawiają mi wielką radość.
UsuńBardzo się cieszę, że spodobało Ci się to opowiadanie, bo szczerze? Końcowy etap pisania był jedną wielką masakrą. Nie mogłam się skupić ani ogarnąć żeby miało to jakieś ręce i nogi.
W związku z tym jeszcze bardziej mnie cieszy, że i zakończenie wyszło nie najgorzej :3
Dziękuję za Twoje nieocenione wsparcie!
Pozdrawiam :3
Wpadam nadrobić zaległości i co? Nie nadrabiam ich, tylko czytam nową jednopartówkę. Ekspres Kropcia zaprasza na bloga - na pewno ludzie nie ogarnięci (w szczególności ja) i mający długi ogon (przede wszystkim ja!) nie nadąża za tą naszą pisarską duszą!
OdpowiedzUsuńCóż mogę Ci powiedzieć. Na pewno to, że długość mnie zdziwiła, bo zaczęłam czytać to wczoraj po północy i niestety nie dałam rady ze zmęczenia! Dlatego dzisiaj doczytałam (oczywiście w jednopartówkach najlepiej czyta mi się koniec, bo wiem że już więcej nie będzie). Brawo, chciałabym umieć pisać tak długo, może bym pomyślała o karierze pisarskiej :D
Co do fabuły. Najpierw pomyślałam, że to kryminał i mam wrażenie, że wiele się nie pomyliłam. To był taki lżejszy kryminał, czytało się dość szybko, a po ich wyjeździe do kliniki to poszłam jak burza. Bardzo podobał mi się opis Sakury, gdy opowiadała o Sasuke na pogrzebie. Było to takie realistyczne, nawet za bardzo. Poczułam jakbym sama tam była.
Co do końcówki... Serio, mówię poważnie: myślałam, że ją zabijesz! Był taki moment, że dałabym sobie "rękę odciąć". Ufff, ale dobrze, że nie!
Podobało mi się, że w końcu odchodzimy jako bloggerki od postawy Sakury - idealnej. Zwłaszcza, że zachowałaś tutaj realizm. Tak by kobieta wyglądała po czymś takim... Takie drobne szczegóły jak zszarzałą cera, matowe włosy to podkreślają. Takie małe pisarskie smaczki!
Gratuluję Ci, jeszcze jedna partówka i się załamię, że tak szaro w tym światku wypadam. I dojdzie do tego, że będę ściągać od Was pomysły, bo tak będę ich Wam zazdrościć. (A tak serio to ta rana na policzku zrodziłą jakiś plan na one-shota...)
Pozdrawiam, życzę weny i samych przyjemności z pisania!
Buziaki <3
Maruo jak dobrze Cię widzieć! Too znaczy Twój komentarz, no wiesz o co chodzi xD
UsuńJest mi mega miło, za te wszystkie pozytywne opinie! Jeju nie ma to jak się obudzić rano i przeczytać taki komentarz - dobry humor na cały dzień gwarantowany :3
Faktycznie wyszło długo, chociaż sama nie mam pojęcia gdzie się pojawiły te wszystkie strony, pewnego dnia patrzę sobie na licznik w wordzie a ty tyle stron... Sama uważam, że Twoje prowadzenie bloga (podzielenie historii na rozdziały i publikowanie jej co jakiś czas) jest dużo trudniejszą formą niż moja (zamknięcie wszystkiego w jednym poście). U ciebie wszystko musi być zgrane a jednocześnie podzielone tak, aby zachęcić czytelnika ale i prowadzić historię. Duży szacun za coś takiego!
W sumie nie zastanawiałam się nad gatunkiem pisząc to. Ot wpadł mi pomysł i chciałam go realizować, to chyba nie świadczy za dobrze o "profesjonaliźmie"? ;)
Zgadzam się z tobą jeżeli chodzi o nierealistyczność bohaterów. Również mam dość tych przesłodzonych i idealnych Sakur i Sasuke. Kiedyś ktoś mi powiedział, że czytelnicy czują prawdziwość utworów i jeżeli autor nie opiera się na własnych doświadczeniach lub doświadczeniach innych, które zaobserwował na co dzień, to to się zwyczajnie wyda prędzej czy później. Dlatego staram się zwracać uwagę na szczegóły i drobne gesty, może wychodzić lepiej albo gorzej ale często pomaga w rozwinięciu sytuacji. Oczywiście sama nie przeżyłam nawet połowy rzeczy, które spotykają bohaterów moich opowiadań ale filmy, książki, obserwacja wszystko pomaga do pewnego stopnia. No i staranie się wczuć w skórę osoby, o której piszesz. Jak może się zachować? Co nią kieruje?
Kurcze, wyszedł mi wykład jakiś a sama przecież górnolotnym pisarzem nie jestem xD Przepraszam za to.
Pomysłów Ci akurat nie brakuje! Trzymam kciuki za bloga i one-shota, bo narobiłaś mi na niego teraz ochoty!
Również pozdrawiam! Do zobaczenia na moim/Twoim blogu pod kolejnym wpisem :3
O ja pitolę 😍 Kropcia szacun. Jeszcze żadna jednopartowka mnie tak nie pochłonęła jak twoja. Zarwalam tę część nocy gdzie mogę realnie pospać więc poświęcenie z mojej strony na maca . Postać Haruno była tak realna że z chęcią czytałam wszystko. Ale coś wydaje mi się że końcówka pospieszna taka przewidywalna w sensie mieszkanie Naruto i Hinaty i spotkanie SS , to może jakoś inaczej przeciągnąć . Cała fabuła świetna naprawdę weszłam tu furtki nie mogłam przestać czytać wciągnięta na max. Wrzesień bez jakiś ?!o rajuniu ja tu będę czuwać i ci dupę męczyć 💕.
OdpowiedzUsuńZdradź mi sekret proszę cię, jak przebrnęłaś przez sceny na które nie miałaś weny i ochoty a znaleźć musiały się w jednopartowce?
Naprawdę w tekście ich nie wyczułam (może sama końcówka rozmowa SS) ale reszta się tak zgrywa że nie mogę nic wyłapać.
O nie! Następnym razem proszę czytać o ludzkich godzinach i nie zarywać mi tu nocek xD Niemniej cieszę się, że Cię wciągnęło. To znaczy, że jednak ma coś w sobie!
UsuńHm jeżeli chodzi o końcówkę, to miała być taka od samego początku, może lepiej napisana ale ciiiii ;) Po prostu to opowiadanie zmęczyło mnie na tyle, że gdy w końcu przełamałam się i udało mi się napisać ostatnie 7-8 stron, to już nie miałam siły na korektę i narzekanie xD
A męcz, męcz może się bardziej zmobilizuje :3
Jak przebrnęłam? O matko... Głównie dla tego, że za każdym razem, gdy otwierałam laptopa, zaraz po włączeniu przeglądarki otwierałam plik z opowiadaniem. Żeby się na mnie patrzyło i robiło wyrzuty. Później już były zabiegi w stylu - czytam ostatnie kilka stron żeby znowu wczuć się w klimat. Słucham dużo muzyki, która pasuje do nastroju opowiadania, czytam blogi innych żeby coś we mnie się ruszyło ew fragmenty książek (czasem pomaga) a na koniec - godzinami szukam nowych obrazków sasusaku w internecie, może któryś podpowie mi co dalej zrobić ;)
To bardzo się cieszę, że tworzy spójną (no prawie :D ) całość. Ogólnie to korekta była dosyć męcząca, szczególnie ustawienie czasowe tego, żeby było trochę bardziej naturalne.
Dziękuję za odwiedziny i cudowny komentarz! Postaram sobie wziąć do serca uwagi o przewidywalnej końcówce i nie używać jej za często. Chociaż mam wrażenie, że weterani z blogów SasuSaku już wszystko widzieli i czytali i nic ich nie zaskoczy ;)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Kropcia